,,Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz ich im obdarzyć? Nie bądź tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci. Nawet bowiem najmędrszy nie wszystko wie.''
J.R.R. Tolkien
Ślady powoli znikają. Tylko od nas zależy czy zdążymy na czas je znaleźć i odczytać.
To miał być spokojny dzień, jednak do takich nie należał.
Laurel miała już dość papierkowej pracy w biurze. Ta kara zdecydowanie zbyt długo dla niej trwała, a zająć się sprawą przyjaciół nie mogła w godzinach pracy odkąd jej przełożeni poczuli się odsunięci od tej sprawy. Właściwie od dnia, w którym na powrót zobaczyła córkę swojej przyjaciółko, pojawiło się więcej zmasakrowanych ciał. Miała wrażenie, że on też ją zobaczył i nie umie poradzić sobie w tej sytuacji. Czuje co stracił i instynkt zwierzęcia bierze nad nim górę.
Szatynka wpatrywała się w wskazówki zegara jak za czasów szkolnych. Oczekiwało się dzwonka na przerwę. Tak teraz zostały jej tylko dwie minuty pracy.
- Nie podoba mi się to, że znowu jedziesz przeszukiwać opuszczone magazyny. -powiedziała Helena siedząca na przeciwko niej.
Była wypoczęta, promieniowała energią w porównaniu do Laurel, która miała worki pod oczami, a jej twarz wyglądała starzej niż zwykle.
Ubrała się dziś w białą koszulę i czarne spodnie ona wygodne, eleganckie buty nie na obcasie.
- Ostatnio tylko marudzisz. - rzekła zamykając już system komputera. - Jak chcesz możesz do nas dołączyć.
Helena spojrzała na nią załamując się. Miała na sobie czarną sukienkę w czerwone kwiaty i niewygodne buty na obcasie.
- Dobrze, nie każmy mu na ciebie czekać.- Laurel zaczęła się z nią droczyć. - Tylko ubierz się w kurtkę.
- To nie tak...-zaczęła Helena, ale Laurel przerwała jej gestem dłoni.
- My z Tedem wiemy swoje. - powiedziała tarmosząc jej włosy. - Do zobaczenia w domu.
Pomimo całego zamieszania z powrotem dawnych przyjaciół nie zaniechała porannych treningów w dawnym bokserem. W pewnym sensie była to dla niej ucieczka od tego wszystkiego. Diggle od czasu do czasu się do nich przyłączył.
Sama powiedziała Helenie żeby się ciepło ubrała, a sama nie wzięła kurtki. W momencie kiedy wszyscy inni ludzie na dworze byli ubrani w ciepłe płaszcze i czapki. Ona wyszła z biurowca jakby trwała lota, a nie zaczynał się początek zimy. Wiatr lekko rozwiewał jej włosy, a przyjaciel czekał na nią już. Stojąc przy srebrnym Fordzie z kawą w ręku. - Gdzie kurtka?- spytał wychodząc jej na przekór.
- W praniu.- odpowiedziała z uśmiechem.- Macie coś.
Uściskała go na przygotowanie jak za starych dawnych lat.
- Tak.- rzekł ze spokojem.- Eryk coś znalazł w jednym z opuszczonych magazynów. Jedziemy tam.
Otworzył jej drzwi zanim sam siadł za kierownicą. Laurel jak zwykle od razu się wyłączyła. Czemu to zawsze muszą być fabryki lub opuszczone magazyny?
W jej głowie nieproszenie pojawiła się wizja z tamtej nocy, która zawsze powoduje ciary na jej plecach. Widzi jej twarz. Swoje drżące ręce, a na końcu strużki krwi mieszające się z wodą. Ta wizja już do końca życia Dinah Laurel Lance będzie ją prześladować. Do końca... To jej piętno, a zarazem narkotyk, który sprawia, że jej serce przyśpiesza. Niebo przybrało idealnie szary odcień pasujący do jej klimatu. Jadąc tak widziała w tych barwach panoramę miasta, które wyglądało jakby mieszkały w nim duchu. Przeklęte zjawy zmuszone robić każdego dnia to samo.
- Pomyślałem, że w sobotę moglibyśmy się wybrać do kina.- powiedział przerywając ciszę.- Jak za starych dawnych lat.
Laurel spojrzała na niego tymi zielonymi oczami z nadzieją.
- Jak za starych dawnych lat...- powtórzyła.
***
Córka kapitana policji czuła, że teraz Starling City wyglądało mroczniej od Ghotam i to ją przerażało, ponieważ nigdy wcześniej tak się nie zdarzało. Czy to jakiś zły znak? W każdym bądź razie z minuty na minutę w jej sercu pojawiało się więcej niepokoju. Zatrzymali się przy obrzeżach miasta. Przed małym dwupiętrowym budynkiem pomalowanym granatową farbą. Przed magazynem stał jeszcze jeden magazyn należący do Eryka, ale to co wzbudziło ich czujność były otwarte drzwi.
- Miej telefon i numer policji pod ręką.- powiedział Jake podając jej pistolet.
Szybko go przeładowała i ściągnęła blokadę telefonu przy okazji wybierając numer do policji.
- Gotowa? - spytał przyglądając się kobiecie.
Kiwnęła tylko głową i weszła za nim do budynku. Po drodze rozgrzebując butami trochę żwiru.
W magazynie śmierdziało benzyną i spalenizną. Na podłodze walały się jakieś plany budowli, kamienie i kałuże łatwopalnej cieczy. Kurzu unoszący się w powietrzu szczypał ją w oczy. Jasnowłosy dał jej znal ręką by stanęła.
Gdzie był ich przyjaciel? Przez chwilę nasłuchiwali jakiegokolwiek hałasu, ale dochodziły do nich piski mysz. Nic podejrzanego. Zawiedziony Jake zaświecił latarkę, którą wziął z samochodu i poświecił nią sufit, który miał więcej dziur niż kamizelka kuloodporna Jassi po akcji w Coast City. Miał już ją wyłączyć, gdy coś go podkusiło i oświetlił jeszcze podłogę przed nimi.
- Dzwoń na policję. - powiedział podając jej latarkę i pobiegł po śladach krwi.
Laurel ruszyła za nim w tym samym czasie dzwoniąc do swojego ojca.
- Przyjedź do starego magazynu Meryla z kawalerią.- rzuciła tylko przez słuchawkę i wpadła z Jake'iem do kolejnego pomieszczenia i zamarła w bezruchu. Rudowłosy leżał z postrzeloną nogą, a Jake był otumaniony w momencie kiedy Sara mierzyła w klatkę piersiową Erykaz jego broni.
- Sara!!! - krzyknęła do siostry, ale było już za późno.
Pociągnęła za spust, aż trzy razy. Trzy kule pędziły w klatkę piersiową jej przyjaciela. Rzuciła się bezmyślnie w jego stronę.
To były ułamki sekundy kiedy przed oczami mignął jej Jake, a później bezwładnie opadło na ziemię. Z jej gardła wyrwał się załamany krzyk, który potłukła szybę w jej telefonie i powalił Sarę na ziemie, ale nikomu w tamtej chwili nie wydawało się to dziwne. Byli zbyt oszołomieni cały zajściem. Szatynka upadła na kolanach przy Jake'u. Jeszcze oddychał, ale jego serce słabło, a oddech spowalniał. Położyła jego głowę na swoich kolanach. Delikatnie przesunęła ręką po jego klatce piersiowej znajdując miejsca postrzału.
- Nie możesz nic już zrobić.- powiedział słabym głosem zabierając jej rękę. Krztusił się własną krwią. Eryk cicho jęczał przy niej, ale się podniósł, by pożegnać przyjaciela.
- Jesteś idiotą.- rzekł trzymając go za rękę.- Zawsze musisz zgrywać bohatera.
- Masz córkę.- żadne z nich na razie nie płakało. - Nikt by jej ciebie nie zastąpił....Zamknijcie to księgę, proszę. Napiszcie ostatnie rozdziały.
Laurel widziała jak jego oczy powoli gasną, a klatka piersiowa przestała się unosić. Trzymaj ją przez ten cały czas za rękę przy swoim sercu.
Kiedy jego klatka piersiowa po raz ostatni opadła, spojrzała nienawistnie na swoją siostrę, która miała czelność jeszcze zostać. Włosy opadały jej na ramiona. Ubrana w jeans i szarą koszulkę. Tak, po prostu zabiła osobę, która nic jej nie zrobiła i chroniła innych.
- Moja siostra umarła osiem lat temu.- powiedziała z jadem w głosie i w tedy po jej policzku popłynęła pierwsza łza.
***
Laurel trzymała w ramionach Jake, aż do przyjazdu policji. Płacząc nad jego ciałem, a zarazem opowiadając mu zabawne historie. Nie ukrywała swoich łez. Nie ukrywała swojej złości na siostrę. Tylko na chwilę go zostawiła, by ucisnąć ranę zadaną Erykowi przez Sarę.
Choć chciała nie umiała powstrzymać swojego płaczu. Nie spłaciła swojego długu. Nie uratowała go tak jak on kiedy wyciągnął ją z ciemności własnych myśli i ochraniał przed ludźmi
Ją i Eryka policja zabrała na siłę od ciała. Słyszeli ich załamane krzyki i prośby myśleli od swoich bliski.
Przed magazynem zebrało już się zbiorowisko ludzi. Czekała karetka, ale było już po wszystkim. Niebo ,,płakało" wraz z Laurel.
- Jego dusze zabrał wiatr. - tylko to do niej dotarło.- Jak ty niegdyś jego serce...