sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 33 ,,Jego dusze zabrał wiatr''


 ,,Wielu spośród żyjących zasługu­je na śmierć. A nieje­den z tych, którzy umierają, zasługu­je na życie. Czy możesz ich im ob­darzyć? Nie bądź tak pochop­ny w fe­rowa­niu wy­roków śmier­ci. Na­wet bo­wiem najmędrszy nie wszys­tko wie.''

J.R.R. Tolkien

                 Ślady powoli znikają. Tylko od nas zależy czy zdążymy na czas je znaleźć i odczytać.
To miał być spokojny dzień, jednak do takich nie należał.
Laurel miała już dość papierkowej pracy w biurze. Ta kara zdecydowanie zbyt długo dla niej trwała, a zająć się sprawą przyjaciół nie mogła w godzinach pracy odkąd jej przełożeni poczuli się odsunięci od tej sprawy. Właściwie od dnia, w którym na powrót zobaczyła córkę swojej przyjaciółko, pojawiło się więcej zmasakrowanych ciał. Miała wrażenie, że on też ją zobaczył i nie umie poradzić sobie w tej sytuacji. Czuje co stracił i instynkt zwierzęcia bierze nad nim górę.
Szatynka wpatrywała się w wskazówki zegara jak za czasów szkolnych. Oczekiwało się dzwonka na przerwę. Tak teraz zostały jej tylko dwie minuty pracy.
- Nie podoba mi się to, że znowu jedziesz przeszukiwać opuszczone magazyny. -powiedziała Helena siedząca na przeciwko niej.
Była wypoczęta, promieniowała energią w porównaniu do Laurel, która miała worki pod oczami, a jej twarz wyglądała starzej niż zwykle.
Ubrała się dziś w białą koszulę i czarne spodnie ona wygodne, eleganckie buty nie na obcasie.
- Ostatnio tylko marudzisz. - rzekła zamykając już system komputera. - Jak chcesz możesz do nas dołączyć.
Helena spojrzała na nią załamując się. Miała na sobie czarną sukienkę w czerwone kwiaty i niewygodne buty na obcasie.
- Dobrze, nie każmy mu na ciebie czekać.- Laurel zaczęła się z nią droczyć. - Tylko ubierz się w kurtkę.
- To nie tak...-zaczęła Helena, ale Laurel przerwała jej gestem dłoni.
- My z Tedem wiemy swoje. - powiedziała tarmosząc jej włosy. - Do zobaczenia w domu.
              Pomimo całego zamieszania z powrotem  dawnych przyjaciół nie zaniechała porannych treningów w dawnym bokserem. W pewnym sensie była to dla niej ucieczka od tego wszystkiego. Diggle od czasu do czasu się do nich przyłączył.
Sama powiedziała Helenie żeby się ciepło ubrała, a sama nie wzięła kurtki. W momencie kiedy wszyscy inni ludzie na dworze byli ubrani w ciepłe płaszcze i czapki. Ona wyszła z biurowca jakby trwała lota, a nie zaczynał się początek zimy. Wiatr lekko rozwiewał jej włosy, a przyjaciel czekał na nią już. Stojąc przy srebrnym Fordzie z kawą w ręku. - Gdzie kurtka?- spytał wychodząc jej na przekór.
- W praniu.- odpowiedziała z uśmiechem.- Macie coś.
Uściskała go na przygotowanie jak za starych dawnych lat.
- Tak.- rzekł ze spokojem.- Eryk coś znalazł w jednym z opuszczonych magazynów. Jedziemy tam.
                Otworzył jej drzwi zanim sam siadł za kierownicą. Laurel jak zwykle od razu się wyłączyła. Czemu to zawsze muszą być fabryki lub opuszczone magazyny?
W jej głowie nieproszenie pojawiła się wizja z tamtej nocy, która zawsze powoduje ciary na jej plecach. Widzi jej twarz. Swoje drżące ręce, a na końcu strużki krwi mieszające się z wodą. Ta wizja już do końca życia Dinah Laurel Lance będzie ją prześladować. Do końca... To jej piętno, a zarazem narkotyk, który sprawia, że jej serce przyśpiesza. Niebo przybrało idealnie szary odcień pasujący do jej klimatu. Jadąc tak widziała w tych barwach panoramę miasta, które wyglądało jakby mieszkały w nim duchu. Przeklęte zjawy zmuszone robić każdego dnia to samo.
- Pomyślałem, że w sobotę moglibyśmy się wybrać do kina.- powiedział przerywając ciszę.- Jak za starych dawnych lat.
Laurel spojrzała na niego tymi zielonymi oczami z nadzieją.
- Jak za starych dawnych lat...- powtórzyła.

***
              Córka kapitana policji czuła, że teraz Starling City wyglądało mroczniej od Ghotam i to ją przerażało, ponieważ nigdy wcześniej tak się nie zdarzało.  Czy to jakiś zły znak? W każdym bądź razie z minuty na minutę w jej sercu pojawiało się więcej niepokoju. Zatrzymali się przy obrzeżach miasta. Przed małym dwupiętrowym budynkiem pomalowanym granatową farbą. Przed magazynem stał jeszcze jeden magazyn należący do Eryka, ale to co wzbudziło ich czujność były otwarte drzwi.
- Miej telefon i numer policji pod ręką.- powiedział Jake podając jej pistolet.
Szybko go przeładowała i ściągnęła blokadę telefonu przy okazji wybierając numer do policji.
- Gotowa? - spytał przyglądając się kobiecie.
Kiwnęła tylko głową i weszła za nim do budynku. Po drodze rozgrzebując butami trochę żwiru.
W magazynie śmierdziało benzyną i spalenizną. Na podłodze walały się jakieś plany budowli, kamienie i kałuże łatwopalnej cieczy. Kurzu unoszący się w powietrzu szczypał ją w oczy. Jasnowłosy dał jej znal ręką by stanęła.
Gdzie był ich przyjaciel? Przez chwilę nasłuchiwali jakiegokolwiek hałasu, ale dochodziły do nich piski mysz. Nic podejrzanego.  Zawiedziony Jake zaświecił latarkę, którą wziął z samochodu i poświecił nią sufit, który miał więcej dziur niż kamizelka kuloodporna Jassi po akcji w Coast City.  Miał już ją wyłączyć, gdy coś go podkusiło i oświetlił jeszcze podłogę przed nimi.
- Dzwoń na policję. - powiedział podając jej latarkę i pobiegł po śladach krwi.
Laurel ruszyła za nim w tym samym czasie dzwoniąc do swojego ojca.
- Przyjedź do starego magazynu Meryla z kawalerią.- rzuciła tylko przez słuchawkę i wpadła z Jake'iem do kolejnego pomieszczenia i zamarła w bezruchu. Rudowłosy leżał z postrzeloną nogą, a Jake był otumaniony w momencie kiedy Sara mierzyła w klatkę piersiową Erykaz jego broni.
- Sara!!! - krzyknęła do siostry, ale było już za późno.
Pociągnęła za spust, aż trzy razy. Trzy kule pędziły w klatkę piersiową jej przyjaciela. Rzuciła się bezmyślnie w jego stronę.
                To były ułamki sekundy kiedy przed oczami mignął jej Jake, a później bezwładnie opadło na ziemię. Z jej gardła wyrwał się załamany krzyk, który potłukła szybę w jej telefonie i powalił Sarę na ziemie, ale nikomu w tamtej chwili nie wydawało się to dziwne. Byli zbyt oszołomieni cały zajściem. Szatynka upadła na kolanach przy Jake'u. Jeszcze oddychał, ale jego serce słabło, a oddech spowalniał. Położyła jego głowę na swoich kolanach. Delikatnie przesunęła ręką po jego klatce piersiowej znajdując miejsca postrzału.
- Nie możesz nic już zrobić.- powiedział słabym głosem zabierając jej rękę. Krztusił  się własną krwią. Eryk cicho jęczał przy niej, ale się podniósł, by pożegnać przyjaciela.
- Jesteś idiotą.- rzekł trzymając go za rękę.- Zawsze musisz zgrywać bohatera.
- Masz córkę.- żadne z nich na razie nie płakało. - Nikt by jej ciebie nie zastąpił....Zamknijcie to księgę, proszę. Napiszcie ostatnie rozdziały.
Laurel widziała jak jego oczy powoli gasną,  a klatka piersiowa przestała się unosić. Trzymaj ją przez ten cały czas za rękę przy swoim sercu.
Kiedy jego klatka piersiowa po raz ostatni  opadła, spojrzała nienawistnie na swoją siostrę, która miała czelność jeszcze zostać. Włosy opadały jej na ramiona. Ubrana w jeans i szarą koszulkę. Tak, po prostu zabiła osobę, która nic jej nie zrobiła i chroniła innych.
- Moja siostra umarła osiem lat temu.- powiedziała z jadem w głosie i w tedy po jej policzku popłynęła pierwsza łza.
***
                 Laurel trzymała w ramionach Jake, aż do przyjazdu policji. Płacząc nad jego ciałem, a zarazem opowiadając mu zabawne historie. Nie ukrywała swoich łez. Nie ukrywała swojej złości na siostrę. Tylko na chwilę go zostawiła, by ucisnąć ranę zadaną Erykowi przez Sarę.
Choć chciała nie umiała powstrzymać swojego płaczu. Nie spłaciła swojego długu. Nie uratowała go tak jak on kiedy wyciągnął ją z ciemności własnych myśli i ochraniał przed ludźmi
Ją i Eryka policja zabrała na siłę od ciała. Słyszeli ich załamane krzyki i prośby myśleli od swoich bliski.
Przed magazynem zebrało już się zbiorowisko ludzi. Czekała karetka, ale było już po wszystkim. Niebo ,,płakało" wraz z Laurel.
- Jego dusze zabrał wiatr. - tylko to do niej dotarło.- Jak ty niegdyś jego serce...

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 32 ,,Mały sobowtór''


,,To zas­ka­kujące, jak szyb­ko starzy zna­jomi stają się no­wymi obcymi... ''
Tomass

                 Widok, starych zdjęć przyjaciół, a na nich uśmiechnięte twarze sprawiają, że serce zamiera w bólu.
Można zacząć żyć na nowo bez starych druhów, ale ich twarze na zawsze pozostaną w ludzkiej świadomości. Ich krzyki. Ostatnie słowa. Historia, która Laurel zamknęła sześć lat temu nie powinna była się wydarzyć. Nie obyło się bez poświęceń, a wszystko to winna bogaczy, którzy pociągają za sznurki i manipulują.
- Laurel słuchasz mnie?- spytała Helena zamykając grubą książkę.
- Nie.- odpowiedziała szczerze kobieta.
- Nie podoba mi się, że z nimi pracujesz.- rzekła, a jej wrogość było widać na kilometr.- Ledwie jednego zniosłam.
Siedziały razem w kuchni i popijały ciepłą herbatę. Laurel spięła swoje włosy w warkocz i ubrała ciepły turkusowy sweter oraz szare jeans.
- Na szczęście nie jesteś skazana na ich obecność. - powiedziała kreśląc coś palcem po stole.- Im szybciej to rozwiążemy tym szybciej wszystko wróci do normy.
Helena, Ted, John oraz Roy z Theą wiedzieli, że coś jest nie tak. Szatynka straciła całą pogodę ducha, a ilekroć ktoś poruszał przyczynę tego stanu. Zamykała się bardziej w sobie. Oliver był zajęty współpracą z Ray'em, a Felicity zbytnio nie obchodził jej los.
- Tu masz rację.- powiedziała wyciągają spod stołu skórzaną torebkę, w której przywykła chować swój strój.
                  Usta miała już pomalowane na ciemny fiolet, a włosy idealnie rozczesane.
- Gdzie  się poznaliście?- spytała wychodząc na chwilę po swoją kurtkę i buty.
Laurel wróciła do tego feralnego dnia. Mieszkała już dwa tygodnie w nowym mieście. Wciąż nie miała nikogo do kogo mogłaby  się odezwać. Była noc, padało jakby chmura się zarwała . Nie miała ze sobą parasolki, a na dodatek samochody oblewały ją deszczówką z drug. Na ulicach panowała zupełna cisza. Nie licząc uderzających  kropli deszczu, czy też silników aut. Jeszcze tylko jedna przecznica i będzie w domu, aż tu nagle głuchą cisze przerywa wystrzał z pistoletu. Automatycznie truchleje, a z na przeciwka wybiega mężczyzna i kobieta, który wpychają jej do rąk torbę.
- Zatrzymali mnie, bo myśleli, że współpracuje z bandą przestępców. - rzekła, a Helena o mało nie udusiła się herbatą.
Patrzała na nią z rozbawieniem.
Na szczęście nie oblała sobie czarnej koszulki z krótkim rękawkiem i ciemnych spodni.
- Wystarczy, że odgrzejesz im kolację, którą przygotowałam.- powiedziała wychodząc.- Tylko proszę nie spal tego przy podgrzewaniu.
Laurel zrobiła kwaśną minę, ale nic nie powiedziała. Tylko słuchała jak zamykają się za nią drzwi. I w końcu pozostała sama, a nie pozostało jej nic innego jak tylko czekać na gości, ponieważ w mieszkaniu panował porządek. Dokumenty już były naszykowane, a kolacja została przygotowana.
*** 
                      Choć Eryk jest już długo w Starling City i wiele razy się widzieli. obawiała się jego kolejnej wizyty. Nie potrafi mu spojrzeć w oczy po tym co stało się z Abby. Ma wyrzuty sumienia, bo dobrze wie, że to powinna być ona.
Czytała książkę, gdy zadzwonił dzwonek. Nie była jakoś bardzo wciągająca, więc bez żalu ją odłożyła. W drzwiach spodziewała się zobaczyć Jake i Eryka,a ujrzała ich i małą dziewczynkę tak bardzo podobną do niej. Ciemne włosy opadały jej do ramion. Nie miała tylko fioletowej pasemko, którą posiadała jej mama. Ubrana w czerwoną sukienkę w kwiatuszki.
- Ciocia Di.- powiedziała dziewczynka rzucając się w jej stronę.
Miała oczy po Eryku. Brązowe, pełne radości.
- Mam nadzieję, że  nie masz nic przeciwko, iż wziąłem ją ze sobą.- rzekł lekko zmieszany.
***
                   Skorpion ich przyjaciel, a zarazem wróg przyglądał się temu wszystkiemu z okna przeciwnego budynku.  Przed sobą miał snajperkę. Wycelowaną. Wystarczyło tylko pociągnąć ze spust.
Wiedział, że nie może ufać Sarze Lance. I jeśli chce to zrobić dobrze musi wykonać zadanie sam. Na zewnątrz powoli zaczynało zapalać się więcej lamp. Wahał się. Czy jest w stanie zrobić to własnej siostrzenicy...
*** 
                 Laurel mało mówiła podczas tej kolacji. Obserwowała i zastanawiała się czy gdyby wtedy się nie zawahała siedzieliby teraz w większym gronie.  Z ósemki przyjaciół pozostała już tylko dwójka. Teraz siedzieli na podłodze popijając herbatę. Główka dziewczynki spoczywała na jej kolonach. Siedzieli po ciemku, ale cała trójka wiedziała, że bańka, którą Laurel wytworzyła wokół siebie zaraz pęknie.
- Osłoniła go własnym ciałem. - powiedziała, a wtedy pierwsza łza popłynęła po jej policzku.
- Nie musimy o tym rozmawiać.- to dla wszystkich bolesny temat.
- Wiem, ale może coś tym razem dostrzeżemy.- studiowała te wydarzenia tyle razy i nie potrafiła znaleźć tego jednego kawałka układanki,a od niego zależy tak wiele istnień.

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 31 ,, Dawne słowa''


,,Wydaje się nam, że przeszłość jest naszą własnością. Otóż przeciwnie – to my jesteśmy jej własnością, ponieważ nie jesteśmy w stanie dokonać w niej zmian, ona natomiast wypełnia całość naszego istnienia.''
Leszek Kołakowski 


                    Laurel nie mogła się od tak sobie odciąć od tej sprawy, ale nie mogła też pozwolić by jej rodzinie coś się stało. To jej przeszłość nad, którą już nie panuje. Widziała też co działo się z rodziną Olivera, gdy ten starał się coś zmienić. Tracił członków swojej rodziny jeden po drugim.
- Zamierzasz dalej udawać, że nic się nie stało. - powiedział zakradając się do niej od tyłu.
- Nie mogę ryzykować.- jej głos był silny, ale dobrze wiedział, że ledwie panuje nad emocjami.- Zbyt wiele ludzi może na tym ucierpieć.
Odwróciła się, w jego stronę odkładając, dokumenty na najbliższe biurko.
Stał przed nią w białej koszuli z czarnym krawatem i spodniami od garnituru. Jego włosy nie były przylizane jak osiem lat temu wręcz przeciwnie były postawione na żel.
- Pamiętasz co kiedyś mi powiedziałaś? - i trafił w sedno sprawy.
- Pamiętam, gdy masz szanse ocalić więcej istniej bądź gotowy do poświęceń.- rzekła nie odwracając od niego wzroku.- Największych...
Na twarzy mężczyzny pojawił się nikły uśmiech. Pokręciła z rezygnacją głową i wyszła za nim jak cień.  Nawet nie wzięła swojego płaszcza. Ubrana w szarą bluzkę i niebieską spódnice wyglądała jak wariatka w ten deszczowy dzień. Muszą być naprawdę w tragicznej sytuacji skoro wyciągnął tą kartę po ponad tygodniu. W jego samochodzie znajdowało się prawdziwe zbiorowisko kartonów po pizzach, pudełek z chińskiej restauracji.
- Paskudnie się odżywiasz.- odezwała się pierwszy raz odkąd znaleźli się w aucie.
- Nie mam chwili wolnego ani nikogo kto by mnie dokarmiał.- rzekł, z uśmiechem spoglądając,na nią.- Wiesz ty umiesz gotować, tylko kluski z makaronem. Jeszcze nie zawsze ci wychodzą.
Jake dopiero po chwili zdał, sobie sprawę z tego jak wielki popełnił, błąd widząc, jej zabójczy wzrok postanowił umilknąć
***
                 Tak, więc drogę przejechali w ciszy. Nie słuchając nawet radia. Zaprzątnięci własnymi sprawami, problemami, uczuciami...
Tym razem Arrow nie załatwić  tej sprawy. On nie chce łucznika, on ma już swoje cele. Nie chce ich teraz zabić, chce się nimi pobawić, widzieć ich ból, cierpienie, bezradność. Kiedyś udało im się go unieszkodliwić, ale zrobili to razem, tylko nie mieli odwagi tego zakończyć. Pytanie: czy będą wstanie ponownie sobie zaufać? I czy będą wstanie widać wyrok śmierci  na dawnego przyjaciela? Jedno jest pewne ich życie utraciło kolory już dawno temu. A miłość ? Miłość była zbyt ryzykowna, by jakakolwiek mogła przetrwać.
                Jadąc tak w szary dzień obserwowała dokładnie wszystko co działo się za oknem. Ludzkie życie to ciągła pogoń przez to czas przelatuje ludziom przez ręce jak woda.
- Przytłaczająca pogoda.- powiedział parkując.- Idealna na takie sprawy. Przynajmniej deszcz zmyje krew.
- Mnie tylko deszczowe dni przypominają jeden.- mówiła szeptem jakby to było zakazane. - Dlaczego akurat do niej musimy iść?
To pytanie było retoryczne. Nie potrzebowała na niego odpowiedzi, ale i też jej nie oczekiwały. Dom Amandy był mały, dwupiętrowy. Pomalowany na żółto. Przed domem był zaniedbany ogród, o który nikt nie dbał już od dawna.
Nim zdążyli zbliżyć się, do domu drzwi otworzyły się i stanęła w nich ciemnoskóra. Jak zwykle miała idealnie upięte włosy w kok i czarny żakiet oraz identycznego koloru spódnicę do kompletu. Nie zabrakło też jej bordowej koszuli i ciemno wymalowanych ust.
- Zamierzacie tam stać? - spytała wchodząc z powrotem do domu, ale zostawiła otwarte drzwi.- Mamy zadanie do wykonania.
***
            Oboje zdawali sobie sprawę, że ktoś za nimi jedzie. Ona nie mogła uwierzyć. On nie chciał się mieszać. Trzymała się w bezpiecznej odległości od ich auta. Nie mogła dopuścić,by się z nią spotkali, choć nawet jej nie znała. Zatrzymała się, nie opodal ściągając kask. Wiatr rozwiał jej włosy. Kazał się ich pozbyć, ale nie może tego zrobić, gdy jest z nimi jej siostra...