niedziela, 25 października 2015

Rozdział 28 ,,Utrata''

              "...Strata przyjaciela jest jak strata kawałka serca..."
       

               Ta  noc miała być jedną ze spokojniejszych wieczorów dla Team Arrow. Felicity czekała na Olivera w domu, a Thea i Roy wybrali się do kina.  Zielony łucznik zgarniał dzisiaj ze swoim przyjacielem tylko gangi młodzieży, której się nudziło. Ich spokój przerwały syreny policyjne, które rozświetliły ulice Starling City nad ranem. Sprawiły, że z domów wyszli ciekawscy ludzie.
Kiedy Oliver zjawił się, w bloku Laurel policja już tam była. Zabezpieczała ślady i przesłuchiwała jego dwie byłe dziewczyny.
             Przebrał się w biały podkoszulek i czarną skórzaną kurtkę oraz jeans szybciej niż Flash wstaje rano z łóżka.
Jeszcze nie wiedział o co tak naprawdę chodzi, ale gdy zauważył trzy charakterystyczne strzały w jego sercu pojawił się chłód jakiego doznał w Hong Kongu.
Mieszkanie było staranie zabezpieczane. Stał,w korytarzu zdezorientowany nie wiedząc,co powinien zrobić.
          Po chwili jednak Laurel i Helena wyszły z domu z dwiema torbami.
- Hej.-powiedział podchodząc do nich niepewnie.- Co się stało?
Szatynka patrzała na niego wrogo, a Helena była zbyt roztrzęsiona. Paplała coś od rzeczy.
- Musicie gdzieś przenocować.- rzekł chcąc dotrzeć do swojej przyjaciółki.
- Ted nas przenocuje. - powiedziała oschle.-Tata też chciał, ale odmówiłam.
Nie dała mu nawet powiedzieć słowa. Wyminęła go szybko idąc w stronę swojego przyjaciela. Podejrzewał, że tak się zachowa. Nie znosi jak ktoś unosi się bez powodu, a jeszcze bardziej jak robi to Oliver.
***
              Mieszkanie Teda było niewiele mniejsze od Laurel i podobnie rozmieszczone.
- Czemu mnie nie dziwi, że twój salon jest w barwach czerwono-czarnych?- powiedziała szatynka rozglądając się po mieszkaniu.
Teda i Helene niepokoił jej spokój i optymistyczny humor.
- Ja śpię tu na kanapie.-zakomunikował Ted.- Heleno ty jak zwykle w moim pokoju gościnnym, a ty Laurel w moim pokoju.
Hunterss jak małe dziecko pobiegła do dobrze jej znanego pokoju. Zostawiając ich samych.
- Czy ona przypadkiem nie....- zaczął bokser.
- Tak.- przerwała mu krótko Laurel.- Jestem wykończona, a zostały mi tylko dwie godziny snu, więc dobranoc.
            Córka kapitana policji unikała wzroku każdego, nawet własnych przyjaciół, którzy się o nią martwili. Unikała też rozmów. Teraz żałuje, że nie dokończyła tej sprawy osiem lat temu.
Gdy już znalazła się w pokoju Teda zamknęła jasne drzwi, o które się oparła. Jej oddech był spokojny, ale cała drżała. Wyciągnęła z kieszeni pogniecioną kartkę, która była ubabrana zeschniętą krwią. Jeszcze raz spojrzała na widniejące na niej nazwiska nim poszła się umyć.
***
         Oliver wpadł do kryjówki z impetem. Na szczęście był w niej tylko John. Jasnowłosy musiał znaleźć szybko jakiś worek treningowy. Zrzucił wszystkie strzały ze stołu.
-  A nie mówiłem.- powiedział John klepiąc go po ramieniu.

Nie zdążył odtrącić jego ręki, ponieważ czarnoskóry szybko ją zabrał i oddalił się od niego. Pozostawiając Queena z samym sobą.
***
         Wszyscy byli tak pochłonięci atakiem na panią adwokat, że zapomnieli o innych, którzy na nich liczyli i których zawiedli, a konsekwencję tego dotkną każdego, ponieważ nic nie dzieje  się bez przyczyny i niektóre rzeczy zostały z góry założone.

sobota, 17 października 2015

Rozdział 27 ,,Trzy strzały zwane ostrzeżeniem''

,,Zawsze można zrobić coś mocniejszego.''


              Helenie nie podobał się pomysł Laurel. Obie teraz stały na dworze drżąc z zimna. W momencie, gdy większość mieszkańców spokojnie sobie spała w ciepłych łóżkach.
- Nie musiałaś tutaj ze mną przychodzić.- powiedziała Laurel chowając dłonie do kurtki.-Poradziłabym sobie.
Brunetka spojrzała na nią surowym wzrokiem. Chodząc w kółku coraz bardziej marzyła o walce, a tu może dojść do niezłej wymiany zdań, a może i ciosów.
- Masz szczęście, że nie powiedziałam nic Ted'owi.- czekała na jej reakcję, ale ona zachowała kamienną twarz.- Mogłam też powiedzieć Oliver'owi.
 I nic. Żadnej reakcji. W oddali słychać było też pociągi.
- Przyprowadziłaś ją żebym miała na kimś się wyżywać.- powiedziała wychodząc mroku nocy. Miała na sobie czarną skórzaną kurtkę, niebieską koszulkę i ciemne spodnie.
- Miejmy to już za sobą.- powiedziała Laurel.- Po co ci te informacje ? I w co wpakowała się moja siostra?
                 Ciemnowłosa uśmiechnęła się pod nosem. Mierząc Helene badawczym wzrokiem.
- Musi pozbyć się niewinnych osób.- jej głos był za spokojny.- Osób, które walczą z korupcją i bronią innych. Ten łajdak wie od kogo ma broń. Po pięć z każdego miasta na tej półkuli ziemi. Che to osobę zastraszyć by jej nie dał.
Helena wraz z Laurel przysłuchiwała się temu z uwagą o coś im w tej historii nie pasowało. a Nyssa bez słowa sobie od nich odeszła. Musiały iść za nią do auta.
- Pochodzisz z Ligi zabójców.- zaczęła Helena.- Powinnaś się cieszyć z tego, że się do was upodobnia.
- Nie chce by jej serce opętał mrok.- rzekła spoglądając na Laurel znacząco.
-Nie musimy go szukać. Wiem który jego człowiek ma sprzedać jej   broń.- odezwała się w końcu.- Znajdziemy go na wybrzeżach miasta.
Wojowniczki  spoglądały na nią niepewnie, ale ostatecznie weszły do auta i pojechały.
***
            W klubie panował hałas. Przed wejściem spotkały parę zakochanych w sobie ludzi z alkoholem.
- Będziesz wiedziała, który to?- spytała Nyssa idąc z nią ramie w ramie odganiając tłum.
- Tak.- odpowiedziała wyciągając z kieszeni spodni szkic.- To on.
- Jak do tego doszłaś?- zapytała Helena.
- Powiem wam jak wróciły.- rzekła przeciskając się przez tłum tańczących, aż w końcu doszły do loży vipów.
           Oczywiście weszły bez pytania, a panowie grali w pokera.  Ten, którego szukały siedział na środku w białym garniturze i czarnej koszuli.  - W czym możemy pięknym panią pomóc? - spytał jeden z chytrym uśmiechem.
- Tylko w jednej rzeczy.- powiedział Nyssa podchodząc do jej celu z zdjęciem Sary.- Nie sprzedaż jej broni.
Wyciągnął cygaro z ust i spojrzał na Laurel, która w mgnieniu oka pojawiła się przy córce Demona.
- Nie mogę spełnić tej prośby.- powiedział wracając do gry.
Szatynka położyła rękę na ramieniu Nyssa'y,  a sama podeszła bliżej do niego chwyciła najbliższą szklankę i wylała jej zawartość na niego.
- Moja koleżanka o coś poprosiła.- powiedziała, gdy wszyscy wstali.
           Nikt nie zdążył już czegokolwiek powiedzieć, bo jeden goryl rzucił się na ciemnowłosą i skończył z sztyletem w brzuchu. Kolejny rzucił się na Laurel, a ta rozbiła mu kolejną szklankę na głowie i popchnęła na bar. Helena walczyła w drzwiach. Paru wyleciało przez szybę na pierwsze piętro gdzie bawili się inni. Jeden zamachnął się na Laurel z nożem robiąc jej  ranę ciętą na ręce. Wściekła wygięła mi rękę z nożem tak, że go upuścił. Kapnęłam tam gdzie najbardziej bali i zdzieliła pięścią. Żaden z ochroniarzy nie przyszedł, więc takie bójki są tu na porządku dziennym. W końcu w loży przytomne pozostały tylko cztery osoby.
- To chyba się dogadaliśmy.- powiedziała Nyssa.- W przeciwnym razie wrócimy tu i gorszy los spotka ciebie.


***
           Laurel wraz z Nyssa'ą i Heleną wróciły miasta nad ranem, gdy powoli słońce przeganiało noc. Miały parę drobnych zadrapań niezagrażających życiu. Na ich twarzach malował się blady uśmiech, który znikał z każdym krokiem do mieszkania.
- Co tu się stało?- spytała Helena widząc wyważone drzwi.
Córka kapitana policji nic nie odpowiedziała tylko weszła do domu, który wyglądał gorzej niż po imprezie Olivera i Tommy'ego. Wszystko było powywalane z półek. Mała ława była połamana, a sofa przedziurawiona w paru miejscach. Naczynia były potrzaskane  w kuchni, a stół i porę szafek zniszczony. Na ścianach ktoś wymalował niezrozumiałe znaki do córki demona i Heleny. Tylko Laurel wiedziała co one oznaczają. Wolała nie sprawdzać jak wyglądają ich pokoje.
- Na ziemie!- krzyknęła Dinah robiąc to samo.
Dzięki temu uchroniły się przed trzema czarnymi strzałami, które wbiły się w ścianę. '

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 26 ,,Córka Demona''

             

,,Żaden człowiek nie jest w stanie wczuć się w naszą sytuację, żaden też nie potrafi udzielić nam skutecznej pomocy.''
Mikołaj Gogol 


           Oliver i Laurel unikali siebie jak ognia. Zupełnie tak samo  jak wtedy, gdy Oliver wrócił z wyspy. Przyjaciele przyglądali się temu se współczuciem, a zarazem z rozbawieniem. Z tej całej sytuacji chyba tylko dwie osoby były zadowolone. Kapitan Lance i osoba, która szczerze pragnęła ją zniszczyć.
Helena popijała, sobie ciepłą herbatę na blacie czytając, gazetę,gdy Laurel wleciała do domu przemoczona. W czarnej bluzie dresowej i szarych spodniach dresowych.
- Nie odpuszcza ci co.- rzekła Helena wodząc za nią wzrokiem.
- No i o to chodzi.- powiedziała szybko lecąc pod ciepły prysznic.
Ubrania  do pracy miała już wyszykowane, więc tylko pozostało jej w nie się ubrać.
Ciemne niebieskie spodnie z lekkim połyskiem leżały na łóżku, a obok nich leżała biała bluzka i żakiet do kompletu.
              Kiedy Laurel wyszła, z pokoju Helena czekała na nią przy drzwiach z jej czarnym płaszczem i torebką.
- Jest jeden plus, gdy nie dają ci spraw.- powiedziała ze śmiechem.-Nie musimy tyle rzeczy taszczyć.
Szatynka uśmiechnęła się pod nosem, ale pragnęła wrócić na sale sądowe. Teraz jej wszystkich klientów przejmowali inni, a tym co bardzo zależało na Dinah oferowano zniżki.
Po drodze do wzięły sobie na wynos ciepłą czekoladę.
- Długo zamierzasz nie odzywać się do Olivera?- spytała nagle Helena.
- Dopóki mnie nie przeprosi.- odpowiedziała sprawdzając godzinę w telefonie.- Mam prawo ułożyć sobie życie, a po drugie Ted to tylko mój przyjaciel. Nie powinien tak na niego reagować. W każdej chwili ktoś inny może pojawić się w moim .życiu. I co też tak będzie reagować?
Helena nic nie odpowiedziała tylko przytaknęła i skupiła się na swoich fioletowych kozakach. Dziś ubrała się ciepło i praktycznie. Zamierzała się zaszyć w kącie i nikomu nie pokazywać. Choć fioletowy sweter będzie bardzo odbijał się na czarnej ścianie. W kieszeni jej czarnych jeansów za wibrował telefon, gdy spojrzała na monitor jej twarz się rozpromieniła.
                 Laurel spojrzała, na nią ukradkiem uśmiechając się pod nosem. Była duma z tego, że w małej części pomaga odbudować jej życie.
Obie panie były coraz bliżej budynku pracy, więc musiały się skupić i być czujne, bo lubią się tu dziać dziwne rzeczy.
***
              Laurel o mało się nie przewróciła, gdy zobaczyła kto siedzi w jej fotelu, natomiast Helenę zastanawiał fakt jak się tu dostała i czemu nikt jej nie zwrócił uwagi. Szatynka starała się by nie poznała, że jej nagłe pojawienie wzbudziło w niej niepokój. Ciemne, kręcone włosy kobiety okalały jej twarz i opadały na ramiona. Na głowie miała wciąż kapelusz. 
- Witaj Laurel.- powiedziała skupiając swój wzrok na Helenie.
- Co cię do mnie sprowadza Nyssa'o ?- spytała i jak gdyby nigdy nic powiesiła swoje rzeczy na wieszaku. Ciemnowłose wciąż mierzyły się wzrokiem.
- Pragnę z tobą porozmawiać.- rzekła dumie.- W cztery oczy.
Szatynka już raz dostała ostrzeżenie od ojca, aby nigdzie nie chodzić z nią ani nie rozmawiać, ale tak to już bywa w życiu, że rodziców rzadko kiedy się słucha.
- Heleno zostaw nas na chwile.-zwróciła się do Huntress, która próbowała protestować, ale ostatecznie obie obserwowały jak wychodzi.
          Laurel założyła, ręce podchodząc bliżej do córki Demona.
- Potrzebuje pary informacji, które tylko ty potrafisz zdobyć.- powiedziała wstając by podać jak żółtą kartkę, na której widniało nazwisko, którego nie chciała nigdy widzieć.
Chwilę milczała, myśląc co o tym wszystkim sądzić, co robić, ale ostatecznie wygrał zdrowy rozsądek.
- Przykro mi, ale nie mam takich dojść- rzekła wyciągając do niej rękę z kartką.
Długo ją trzymała, a Nyssa tylko wpatrywała się w nią tymi czarnymi oczami z iskrą walki.
- Nie kłam, sprawdziłam cię.- zaczęła ciemnowłosa.- Tylko ciebie się boi.
- To zapewne ciebie też zacznie się bać.- palnęła bez namysłu.- W końcu jesteś córką Demona.
Prychnęła, zmierzając w stronę drzwi.
- Zastanów się nad tym.- powiedziała wychodząc- Wiesz gdzie mnie znaleźć.
            Laurel długo nie rozumiała o co chodzi jej z tym, iż wie gdzie jej szukać. Dopiero, gdy ujrzała  zapiski Nyssa'y na biurku zrozumiała. Od tej chwili Laurel po głowie Laurel chodziło tylko jedno zdanie: ,, Sara pragnie znaleźć kłopoty,tylko ty możesz jej to wybić z głowy".

sobota, 3 października 2015

Rozdział 25 ,,Kłótnia''

                 

,,Gdy już ot­wierasz cząstkę siebie bar­dzo blis­kiej oso­bie, to ona właśnie wte­dy zaczy­na Cię tak bar­dzo ranić.''
                   Laurel miała pecha w szczęściu. Kancelaria adwokacka jak i prokuratura,  w której pracowała narzuciła jej nie dość, że swoją papierkową robotę. To jeszcze jej kolegów. Zmęczona i niewyspana pisała teraz jak lekarz. Niedbale i szybko. Odkąd odkryła brak teczki była nieobecna jej myśli były tylko przy tej sprawie. Już zadzwoniła do kogo trzeba.
- Nie usypiaj.- powiedziała Helena stawiając przed nią gorącą kawę- Co cię tak rozprasza? Jesteś tu prawie dwa tygodnie, a ja nic nie wiem.
Trochę głupio wyszło, ponieważ przegadały całą noc dzień po powrocie. Laurel podniosła głowę znad papierów . Jej wzrok padł na jej przyjaciółkę.
- Pogadamy dzisiaj przy ciepłym kakao.-odpowiedziała popijając kawę- Oj dużo się działo w Gotham.
- Mówisz o mnie?- spytał Clark stając w drzwiach.
Miał na sobie białą koszule i czerwony krawat oraz spodnie od garnituru. Na jego szyi był zawieszony aparat.  Gdzieś podział okulary.
- Clark co ty tu robisz ?- podeszła by uściskać przyjaciela.
- Przybyłem na przeszpiegi.- puścił do niej oczko- A tak na serio przyjechałem na przeszpiegi.
Nie musiał nic więcej mówić wiedziała dokładnie do jakiego tematu go przysłali, ale wiedziała też, że chciał sprawić czy powtórzył się atak.
Helena stała za nią jak cień z założony rękami.
- Heleno to jest Clark.-zwróciła się do niej prawniczka- Clark poznaj Helenę. Idziemy coś zjeść.
              Poszła po swój płaszcz i wypchnęła ich z gabinetu. Na dworze było bardzo zimno, więc na chodnikach prócz nich nie było nikogo. Większość siedziała w ciepłych samochodach, ale i zdarzali się ludzie, którzy poukrywali się między budynkami. Biedni nie mający gdzie się schronić.
- Wszystkim nie zapewnisz dachu nad głową.- powiedział widząc jak wpatruje się w tych ludzi- Bruce cię posłuchał i już im pomaga, ale i tak to za mało.
- Przynajmniej budek powstanie w połowie listopada.- odparła spoglądając na Helenę.
- Tylko w Gotham powstanie.- ciągnął dalej dyskusję- Co z innymi miastami?
Na to pytanie nie mogła odpowiedzieć. Szli wolnym krokiem myśląc już o posiłku. Helena  pisała, na telefonie uważnie przysłuchując się ich wymianie zdań, gdy nagle zadzwonił telefon ciemnowłosego.
- Praca.- powiedział patrząc na ekran- Muszę lecieć.
- Do zobaczenie.- rzuciła za nim Laurel.
- No to idziemy we dwie.- w końcu odezwała się Helena biorąc ją pod depo.
- Wiem, że pisałaś do Teda .- odparła szatynka z uśmiechem.
Mała kawiarenka do, której szli była już nie daleko. Pewnie i tak Clark czułby nie dosyt po cieście, ale one lubiły tam przesiadywać i rozmawiać.
Co prawda była bardzo mała, ale przytulna. Klienci zatapiali się w kremowych fotelach i delektowali smakiem, który rozpływał się w ustach.
                         Usiadły tam gdzie  zwykle. Przy oknie, które sów widok miał skierowany na piękną naturę.
- Muszę znowu zacząć biegać z Tedem.- powiedziała Laurel jak ciemnowłosa opowiedziała o tym jak wkurzają Olivera.
Chwile potem do kawiarenki wszedł Ted.
- Wy naprawdę zapomniałyście.- powiedział ścigając brwi- Miałyście pomóc Queenowi przy przeprowadzce.
Zaskoczone spojrzały na siebie.
***
              W trójkę wpadli do dawnej posiadłości rodziny Queen'ów z rumieńcami na twarzy. Automatycznie wszyscy odwrócili wzrok w ich stronę, a Oliver oderwał się od Felicity. Layla miała już widoczniejszy brzuch, a Diggly uśmiechnął się pod nosem .
- Przepraszam za spóźnienie.- odezwała się pierwsza Helena- Na śmierć zapomniałyśmy, ale jesteśmy i to z dodatkową parą rąk do pomocy.
Twarz Olivera stężała. widząc za nim ciemnowłosego.
- Laurel możesz na słówko? -  spytał pokazując gestem głowy piętro.
           Zaskoczona Laurel poszła za nim do jego dawnego pokoju. W domu nic się nie zmieniło. Wszędzie był kurz, a obrazy były przykryte folią.
- Co on tutaj robi ? - spytał, gdy drzwi zamknęły się z cichy zgrzytem.
- Przypomniał nam o tym i przyszedł pomóc.- powiedziała opanowanym głosem, ale wrzało w niej.
- Nie podoba mi się to, że jest tak blisko ciebie.- ciągnął dalej.
Laurel z każdym kolejnym jego słowem chciała wydrapać mu oczy. Ledwie trzymała nerwy na wodzy. Jej dłonie zacisnęły się w pięści.
- Ty możesz układać sobie życie, A JA NIE MOGĘ.- jej oczy powoli zachodziły, łzami powiedziała to celowo by go dobić, a i tak nic nie było między nią, a Tedem.
- To nie tak.- zaczął Oliver.
- A jak?- w jej głosie dało wyczuć się nienawiść.
Oliver przez długi czas bił się z myślami, ale nie mógł tego powiedzieć na głos.
W końcu szatynka się wkurzyła i miała już wyjść, gdy złapał ją za ramie. Przez dłuższy czas wpatrywali się sobie w oczy, ale po długiej chwili wyrwała się z jego uścisku.
               Kiedy wychodziła z domu czuła na sobie wzrok wszystkich. Roy i Thea zdążyli już przyjść, a Ted trzymał w ręce jakiś karton.
Cały czas w drodze do domu słyszała za sobą ich kroki.