środa, 4 listopada 2015

Rozdział 29 ,,Ofiara''

,,Ofiary często pociągają za sobą ratowników''
Stefan Zweig

          Laurel nie mogła nawet spokojnie odpocząć, odreagować po nocnych wydarzeniach, ponieważ już rano w wiadomościach huczało o morderstwie dziesięciolecia. 
- Zamierzasz sprawdzić tą sprawę? - spytał Ted nakładając im jajecznice.
Pani adwokat miała już na sobie czarne spodnie i fioletową bluzkę, a żakiet powiesiła na drewnianym stołku.
- Tak. Choć na razie jestem od wszystkiego odsunięta, ale nie podoba mi się to w jaki sposób media przekazały to światu.- powiedziała przypominając  sobie sprawę sprzed lat.
Nie zamierzała też się tam spieszyć, bo pewnie najpierw i tak dostanie kazanie od taty i przełożonego,  a po minie Heleny wnioskuje, że nie uśmiecha jej się bić.
Ciemnowłosa powoli popijała kawę. Przysłuchując się wiadomością w ciszy. Miała zamiar dzisiaj odpoczywać, ubrana, w granatowe jeans i niebieską koszule naszykowała, już sobie gry.
- Idę z wami.- powiedział Ted niszcząc wszystkie jej wykręty.- Kolejny przechodni, który będzie utrudniał prace policji.
***
             Na miejscu zdarzenia  było już pełno ludzi, którzy szeptali między sobą. Od czasu do czasu padała nazwa Arrow. Laurel podeszła bliżej taśmy policyjnej przy, której stała większość policjantów. W tym tłumie zdołała odnaleźć swojego tatę i siostrę, na których twarzach malowała się frustracja i zaniepokojenie.
- Przejęli waszą sprawę. - zorientowała się szatynka,  gdy nieopodal ich zobaczyła wściekłego prokuratora.
- Tak i nikogo nie wpuszczają na miejsce zbrodni.- wyjaśnił jej tata.
Helena, która szła przy niej jak cień jęknęła zauważając błysk w oku Laurel.
Obie nie zdawały sobie sprawy z tego, że były uważnie monitorowane przez Olivera i jego przyjaciela.
Szatynka nie zważając na błagalną minę koleżanki podeszła bliżej taśmy policyjnej i zaczepiła jednego z agentów.
           Helena nawet nie odważyła się podejść bliżej. Miała nadzieję, że zrobi to jej rodzina, ale ona postanowiła zniknąć w tłumie. Przez chwilę stała, sama rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Teda, ale Wildcat zapadł się pod ziemie. Nie mając dużego  wyboru podeszła do Laurel, która zdążyła już wkurzyć mężczyznę do czerwoności.
- Laurel choć stąd.- powiedziała starając się ja odciągnąć.- Za chwile zacznie padać, a my nie mamy parasolek.
W rzeczy samej. Powoli zbliżała się zima i na nic się nie zapowiadało, że choć trochę się rozpogodzi od paru tygodni. Niebo jest cały czas zachmurzone. Na drzewach nie ma już ani jednego liścia. Zamiast tego walają się pod butami przechodniów.
          Coraz większa ilość osób zwracała na nich uwagę sprawiając, że Helena miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nawet agenci zaczęli podnosić głowy. Ci sami, którzy zachowywali się jak roboty.
- Junior!!! Daj jej przejść, bo cofną cię znowu do kursów.- na twarzy Laurel w kilka sekund pojawił się uśmiech zwycięstwa.- Rozmawiasz z Dinah Lance. TĄ DINAH !
Zaskoczony chłopak wydusił z siebie niezrozumiałe słowa przeprosin i przytrzymał im taśmę, gdy przechodziły na miejsce zbrodni. Po śladach krwi widać było, że ciało została zawleczone na tą ulicę.
- Jesteś w ich stronach znana.- powiedziała brunetka. - Czy on się ciebie bał?
- Zdawało Ci się.- rzekła idąc w stronę ciała.
Mężczyzna, który je oglądał wstał prezentując się w pełnej okazałości. Był dobrze zbudowany. Miał jasne, brązowe włosy i migdałowe oczy.
- I kto w końcu postawił tu nogę?- spytała, Laurel uśmiechając się.Ten co tak się zarzekał, że nigdy nie znajdzie się w Starling City.
Strzepnął ze swojego ciemnego garnituru kurz przy okazji podając szatynce rękawiczki.
- Pani prokurator zamknie buzi i przyjrzy się ofierze, albo reszta dowie się prawdy.- odgryzł się budząc w bohaterce ciekawość. - W końcu zwolnisz pół urzędu prokuratora.
Laurel wywróciła tylko oczami i klękła przy martwej kobiecie, której dłonie i nogi zostały odcięte. Włosy miała ubabrane we własnej krwi, a na szyi znajdowały się ślady duszenia. Dziewczyna miała blond włosy i niebieskie oczy. Ewidentnie ktoś oblał ją żrącym kwasem. Kobieta uważnie przyjrzała się, jej dłoniom obracając w rękach. Aż w końcu poczuła pod palcami. Wybrzuszenie. Ktoś na jej skórze  nożem narysował skorpiona.
- Nie miała żadnych szans.- powiedziała w końcu.- Gdyby ktoś chciał ją ratować skończyłby podobnie. Teraz rozumiem dlaczego to was przysłali.
***
            Kapitan Lance chciał odciągnąć swoją starszą córkę od tej sprawy, ale obiecał coś młodszej. Odchodząc z miejsca zdarzenia nie spuszczał jej z oczu.