wtorek, 29 września 2015

Rozdział 24

            Czas wzmaga przyjaźń, lecz osłabia miłość
La Bruyere

           W jej sypialni czekały, na nią dwie piękne sukienki znajdujące się na jej łóżku. Jedna była wieczorowa. Długa, czarna, przyozdabiały ją małe diamenciki. Jej talia była stylizowana. Druga sukienka była czerwona do kolan. Delikatnie rozkoszowana. Na sukienkach leżały dwie karteczki. Na jednej pisało: ,, Musisz się u mnie pojawić na balu charytatywnym. Bez wykrętów!"
Na drugiej było tylko ,,dziękuje."
Ktoś pierwszy raz w życiu dał jej prezent bez okazji. Chwilkę wpatrywała się, w nowo nabyte sukienki po czym przebrała się w ciemnie jeans, trampki i kremową bluzkę.
Po drodze do wyjścia zgarnęła z wieszaka czerwony płaszcz i parasolkę.
               Na ulicach miasta panowałam tłoki harmider. Trwały jakieś prace budownicze, które teraz stały, bo dalszą pracę uniemożliwiał im padający deszcz. Wiał nie przyjemy wiatr. Wszyscy piesi przepychali się między sobą chcąc jak najszybciej dość do pracy, domu. Depcząc  innym buty. To tylko mały deszczyk, a zachowują się jakby szła burza stulecia.
W pewnym momencie ktoś wpadł na Laurel całkowicie przewracając.
- Przepraszam.- zaczął się tłumaczyć męski głos- Inni mnie popchnęli. Laurel?
Do tej pory szatynka miała przed swoimi oczami szare niebo. Teraz zasłonił to wszystko Diggle.
- Spokojnie  żyje.-powiedziała przyjmując pomocną dłoń- Ale jak to jest,że zawsze na siebie wpadamy?
John jak zwykle miał na sobie ciemny podkoszulek i skórzaną kurtkę.
- Przeznaczenie-odpowiedział śmiejąc się- Kiedy wróciłaś?
Ludzie mijali ich lekko trącając. Laurel schowała również pod swoim parasolem przyjaciela Olivera.
- Parę minut temu.- wyznała idąc z nim u boku- Chciałam powiedzieć tacie jak i Ollie' mu, że żyje. Nic mi nie jest niepotrzebnie histeryzowali.
Ciemnoskóry spojrzał na nią wymownie. Szukając telefonu.
- To fajnie. Pójdziemy do niego razem.- rzekł zakłopotany, bo rzadko coś zostawiał- Zapomniałem telefonu.
***
               Stanęli w korytarzu firmy. Cali przemoczeni choć szli pod parasolem. Pracownicy firmy patrzeli na nich jak na gorszych od siebie.
- A wiadomo co z Thea?- kontynuowała rozmowę.
- Znalazła się.- powiedział podchodząc do windy- Nie chcesz wiedzieć z kim była.
W windzie grała muzyka, której ona i Oliver nienawidzę. Tak ich irytuje, że kiedyś przez przypadek popsuli głośnik.
- Dużo się zmieniło podczas mojej nieobecności. - zauważyła próbując wybić sobie z głowy głupi pomysł.
- Bardzo, ale praktycznie zmiany nastąpiły dzięki Twojej osobie.
Laurel lekko się zarumieniła. Bruce uparł się żeby nauczyć ją przyjmować komplementy, ale jeszcze do tego nie przywykła.
- W ogóle gdzie się podziewałaś?- spytał zaintrygowany- Wkurzyłaś Palmera i się go przestraszyłaś.
- Nie, bałam się, że powiem coś co on zapamięta do końca życia, a ja będę miała satysfakcję.- powiedziała udając jego styl i chód.
                Dodałaby coś jeszcze do tej wypowiedzi, ale oboje wybuchli śmiechem.Najwidoczniej mieli takie same zdanie o prezesie. Palmer był jak szklana laleczka. Byle co mogło sprawić, by się stłukł.
        Ich salwę śmiechu na trochę przyciszył dźwięk otwieranych drzwi. W wycieczce ma górę dołączyli do nich Ray i Oliver. Obaj panowie mieli na sobie czarne garnitury oraz białe koszule i ciemne krawaty. Ciemnowłosy milioner posłał Laurel nienawistne spojrzenie po czym stanął tyłem do niej.
W windzie słychać było teraz tylko tą wkurzającą muzykę. Nikt nie odważył się odezwać, aż do wyjścia Palmera.
- Jak można kogoś nienawidzić nie znając?- spytał Oliver wypychając przemoczoną dwójkę na korytarz.
- Jak można zabić kogoś nie znając?- podjęła temat szatynka- To takie samo pytanie jak twoje tylko tu przestępstwo jest większe.
Oliver ani na chwilę nie przystanął jednak jej odpowiedź go zaskoczyła. Biuro Olivera była całe oszklone. Znajdowało się w nim tam tylko szklane biurko, na którym siedziała blondynka z laptopem. Ubrana  czarną sukienkę w białe kropki. Oraz biała sofa, na której usadowiła się Helena.
- Zmusił mnie do tego. - rzuciła wszystko od razu jak zobaczyła przyjaciółkę.
***
                        Laurel długo został w firmie Olivera, więc gdy dotarła pod most była już noc. Wokół panowała głucha cisza. Choć nie padało w oddali grzmiało i od czasu do czasu niebo rozświetlały błyskawice.
Podeszła do rozwalonego filary, ale już po wbitej strzale  wiedziała, że tego tam niema. Ubiegł ją..

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 23

,,Zro­zum­cie, że język może uk­ryć prawdę, ale oczy - nigdy.''
Michaił Afanasjewicz Bułhakow


      W posiadłości Wayne panowała grobowa cisza, gdy Laurel po raz drugi obudziła się. Nikogo na jej oko nie było w pobliżu. Powoli podniosła się z pozycji leżącej. Wciąż ,,łaskotało" ją gardło i pomimo tego, że siedziała kręciło jej się w głowie.
- Co się tam stało?- spytała na głos samą siebie.
Zaczęła na powrót obawiać się samej siebie. Chciałaby żeby wczorajszy dzień się nigdy nie wydarzył.
- Nie wiem. Na to pytanie tylko ty mogłaś nam odpowiedzieć. -powiedział spokojnie Kent pojawiając się przy niej -Twoi napastnicy siedzą cicho.
Po chwilo do pokoju wszedł Bruce i Alfred. Liczyła, że w drzwiach ujrzy jeszcze Barbarę i Dicka. Jednak tak się nie stało.
- Wysłałem ich do szkoły.-powiedział ciemnowłosy siadając przy niej- Jeszcze nie skończyli nauki.
                Obaj panowie byli ubranie oficjalnie. Bruce miał na sobie białą koszule z czarnym krawatem. Jego garnitur jak i marynarka był czarny z połyskiem. Natomiast Clark miał na sobie tylko szare spodnie od garnituru i białą koszule z czerwonym krawatem.
- Przepraszam.-odezwał się w końcu milioner- Dałem ci słowo. Jednak go nie dotrzymałem.
Po tych słowach w pokoju zapanowała głucha cisza. Wszyscy nagle zainteresowali się swoim obuwiem. W przypadku Laurel stopami.
- Nie możesz być wszędzie.- powiedziała przytulając  się do jego ramienia.
- Twoje rzeczy już są w drodze do domu.- z jego twarzy nie można było wyczytać żadnych emocji.
Komisarz Gordon musiał już wygłosić swoje przemówienie w trakcie, którym ona miała być już w drodze do domu.
- Zabiorę cię na podniebną przygodę.-powiedział Clark z uśmiechem.
Wstała już  sofy, gdy Wayne dotknął delikatnie jej dłoni. Ciągnąc w dół.
- Nie jestem twoim ,,przyjacielem."-powiedział odwracając jej twarz ku sobie- Jeśli ten ,,atak" by się powtórzył dzwoń od razu do mnie . Nie ważne, która będzie godzina. Jeśli czegokolwiek będziesz się bała lub wpakowała w kłopoty. Wiesz gdzie nas znaleźć.
Laurel zmarszczyła lekko brwi. Wydawało jej się, że nie okazuje swojego strachu.
- Krzyczysz przez sen.- wyjaśnił jej Alfred.
Szatynka lekko się zarumieniła. Koszmary jej dokuczały, ale nie sądziła, że krzyczy podczas nich.
- Dobrze, a więc na mnie już pora.-powiedziała ze słabym uśmiechem. Wstała, ale nogi pod jej ciężarem zadrżały.  Upadły, gdyby Clark jej nie złapał.
- Jeszcze jesteś słaba.- wziął ją na ręce.
Bruce podążał za nimi jak cień, aż do wyjścia na dwór.
Wiał chłodny wiatr, pod którego siłą drzewa się uginały.
- Dziękujemy za wybranie linii lotów Supermen.- powiedział nie puszczając jej- Proszę mocno się trzymać. Trasa będzie wyboista.
                Laurel nie zdążyła nic powiedzieć. Powiew wiatru przy starcie odebrał jej tchu, ale już po chwili mogła podziwiać piękne widoki z lotu ptaka bez żadnych ograniczeń. Co prawda niebo było dziś szare, ale i tak widok zapierał dech w piersiach. Kent mógł lecieć wyże, ale Laurel byłoby wtedy zimno. Wiatr rozwiewał jej włosy.
- Uwaga lądujemy. -jego głos zdołał przebić się przez szum.
                Na te słowa kobieta zamknęła oczy. Nienawidzi jak jej coś wpadnie do oko. Może jest zbyt delikatna dla siebie? Nie, kocha ciemność. Ona pozwala jej się skupić. Zebrać myśli i uspokoić samą siebie.
Córka kapitana policji uchyliła, lekko powieki , nie czując już zimnego wiatru. Clark stał. na korytarzu jej mieszkania trzymając ją na rękach. 

- Nikogo nie ma.-powiedział kładąc ją na kanapie- W  twojej sypialni czeka na ciebie niespodzianka. 
Laurel uniosła lekko brwi do góry.  Nikt jeszcze bezinteresownie nie sprawił jej niespodzianki. Może to podziękowanie. Szatynka  jednak bardziej skupiła się na zmienionym wnętrzu swojego pokoju. Zniknął charakterystyczny czerwony kolor ścian w przedpokoju. Zamiast niego pojawił się kremowy. 
- Dzięki za wszystko.-powiedziała chcąc się z nim pożegnać, ale on ponownie sprowadził ją na kanapę. 
- Nie ma za co.- rzekł z uśmiechem- I pamiętaj Metropolis jak i Gotham stoi dla ciebie zawsze otworem. Tylko daj znać wcześniej. Muszę ogarnąć farmę jak i mieszkanie w centrum. Nie pakuj się w kłopoty. 
- Do zobaczenia.-powiedziała obserwując jak jasna smuga znika z jej pokoju. 
***
          Laurel postanowiła nie tracić czasu. W każdej chwili mogła wrócić Helena, a ona musiała sprawdzić tą skrytkę. To co wydarzyło się w Gotham nie było zwykłym atakiem mającym ją uciszyć. Nie wymyślił tego 
gangster. To był on. Chciał ją sprawdzić. 

__________________________________________________________________________
Co sądzicie o zwiastunie czwartego sezonu. Mi osobiście nie przypadł do gustu. Marzę wręcz żeby uśmiercili niektórych bohaterów. Zarówno dla nich jak i aktorów będzie lepiej.