środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 40 ,,Znowu to samo''.

,,Mur może chronić przed podłymi atakami i zamachami. Jeśli człowiek dostatecznie mocno w to uwierzy, to zdoła się nim otoczyć. Chodzi o niewidzialny mur.''
  Heidi Hassenmüller                




              Laurel nie chciała podsłuchiwać o czym rozmawiają, więc zaczęła się wycofywać, ale wtedy wpadła na kosz i narobiła hałasu. Nie minęły nawet dwadzieścia sekund, a już obecni na siłowni znaleźli się przy niej.
- Laurel.- W głosie Teda dało wyczuć się zaskoczenie.
Panowie pomogli Laurel do końca złapać równowagę.
- To ja was zostawię.- Powiedział nieznajomy dla Laurel mężczyzna z dziwnym zapachem perfum męskim, od których chciało jej się kichać.- Do zobaczenia.
Wyszedł nie czekając na pożegnanie z Tedem.
               Szatynce wydał się on dziwny. Nie tylko z wyglądu, ale i gestów. Nikt już się w tych okolicach nie ubierał tak jak on. W czerwoną koszule w kwiatki o pomarańczowym odcieniu na to czarną skórzaną kurtkę i ciemnie spodnie. Kobieta odprowadziła go jeszcze wzrokiem.
- Dużo słyszałaś?- Spytał bokser prowadząc ją na główną sale.
- Nie...Praktycznie nic...- Z jakiegoś dziwnego nieznanego powodu była roztrzęsiona co przekonało go, że raczej nic nie słyszała. Bez słowo wziął ze stołu czerwono-czarne rękawice bokserskie i założył je.
- Powiedziałeś, że nigdy nie zachowasz się w stosunku do mnie jak Oliver.- Zaczęła zapominając wszystko co miała mu do powiedzenia.- A w tej chwili zachowujesz się tak jak on. Zero wyjaśnień, niczego.
Spojrzał na nią i zaczął uderzać e worek treningowy, a ona czekała na jakąkolwiek reakcje z jego strony, której nie uzyskała.
- Tracę tylko czas.- Powiedziała wycofując się z siłowni.
Zmiana zachowania Teda była dziwna i na pewno czymś spowodowana, tylko nie wiedziała czym.
              Kiedy wyszła na zewnątrz było jeszcze zimniej niż kiedy wchodziła porozmawiać z Tedem, ale przynajmniej śnieg przestał padać. Westchnęła, zakładając swoje rękawiczki. Już dawno temu powinna być w domu.
Ręce włożyła do kieszeni i zdecydowała,by nie iść o tej porze skrótami.
W biedniejszej dzielnicy miasta nie wszystkie lampy świeciły. Niektóre migotały. Czasami reklamówki i tektury unosił wiatr, a w zakamarkach budynku można było dostrzec ludzi próbujących się ogrzać. Oni zazwyczaj nie mieszali się w sprawy,chcieli tylko jakoś przetrwać i odbić się w jakiś sposób od dna.
Idąc niewiele myślała o rozmowie z Oliverem i próbie rozmowy z Tedem. W końcu chciała dzisiaj jakoś usnąć. Właśnie dlatego, że nie zaprzątała sobie głowy tymi sprawami  w poru usłyszała warkot motorów, które z nieznanego Laurel powodu ją okrążyli.
Wszyscy mieli kaski na głowach, więc na pewno autoportretu im nie  zrobią. Przystanęła i spojrzała się obojętnie na nich. Tylu bojowników jest w mieście, tylu ją chce chronić, a nigdy ich nie widzi kiedy jest w tarapatach. Szatynka dobrze wiedziała, że nie ma z nimi szans. Oni ani na chwilę się nie zatrzymywali. Pozostało jej chyba tylko krzyczeć. Kiedy tylko wydała z siebie dźwięk napastnicy stracili kontrolę nad swoimi pojazdami i zostali przez nie przygniecione. Przyciemniane szybki w ich kaskach pękły.
              Laurel tym razem nie straciła przytomności. Tylko rzeczywistość wokół niej stała się rozmazana i ledwie trzymała się na nogach. Nie dochodził do niej żaden dźwięk. Czyli jest dokładnie tak jak mówił doktorek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz