W sporach ginie Prawda.
Lew Mikołajewicz Tołstoj
Laurel po raz pierwszy w życiu spóźniłam się do pracy i to z własnej woli. Zszokowana Helena i Dick obserwowali jak prowadziła energicznie porządki w domu. Nie mieli odwagi zwrócić. jej uwagi widząc, mordercze spojrzenie w jej niebieskich oczach. Brunetka nawet nie starała się dowiedzieć co się stało, bo wiedziała, że tylko jedna osoba może ją doprowadzić do takiego stanu. Po powrocie przebrała się w czarne leginsy, fioletowy sweter i usiadła wygodnie na sofie koło chłopaka. Dopiero późnym przedpołudniem wszystko w mieszkaniu ucichła, a sama Laurel znikła za drzwiami swojego pokoju.
- Kiedy wyjdzie ukryje przed nią wszystkie niebezpiecznie rzeczy, którymi mogłaby skrzywdzić kogoś lub siebie.- Powiedziała cicho Dickowi na ucho. - Jak ją wnerwił?
- Ona nawet z kartki papieru uczyni mordercze narzędzie. - Nie musiał jej odpowiadać na pytanie po prostu pokazał jej ekran laptopa na co kobieta tylko otworzyła usta i szybko je zamknęła.
Nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Przez chwilę siedzieli cicho nasłuchując jakiegokolwiek odgłosu.
- Ty idziesz!- Wyprzedziła chłopaka brunetka zbierając się z skórzanej sofy.
***
Dick w duchu przeklinał Helenę za to, że musiał szybkim krokiem podążać za Laurel. Od czasu do czasu torba spadała mu z ramienia. Przed sobą widział tylko jej granatowy zimowy płaszcz, fioletowy szalik i czapkę tego samego koloru. Kilka razy zdarzyło mu się poślizgnąć na śliskiej powierzchni.
- Może powinnaś ochłonąć. - Zaproponował, kiedy stanęli przed pasami czekając, aż zapali się czerwone światło.
- Miałam czas przez noc, by ochłonąć.- Odrzekła, odwracając się w jego stronę. - I całe przed południe.
Nakręciła się i nie uspokoi się póki nie wyrzuci tego z siebie, a Helena wysłała go za nią, by nie zrobiła niczego głupiego. Kompletnie nie widziała co może w takiej sytuacji zrobić, a do Teda nie mogła się dodzwonić. Ostatecznością będzie zadzwonienie do kapitana Lance, ale tego nie chciałaby robić. Nie mogła tak bezczynie siedzieć w domu...
Laurel wpadła do wieżowca nie zwracając uwagi na nikogo. Nawet na ochronę, która chciała dać jej identyfikator. Szła przed siebie do wyznaczonego sobie celu. Przed wejście do siedziby firmy dwóch milionerów schowała czapkę i poprosiła chłopaka, by wyciągnął już laptopa z torby, który aktualnie miała w ręce. Dicka niestety zatrzymano przy wejściu. Jak zwykle musieli go sprawdzić. Tym gorzej dla Queena, który nie spodziewa się co za chwilę nastąpi, a aktualnie siedział na posiedzeniu swojej firmy w sali konferencyjnej.
- Nie możesz teraz tam wejść. - Drogę zagrodziła jej Felicity, która zdała już sobie sprawę, że popełniła umyślnie duży błąd i nie mogła już cofnąć swojej decyzji.
Ubrana w czarną bluzkę w białe kropki i spódnice tego samego koloru próbowała odwlec w czasie to niemiłe spotkanie, ale adwokatka nic sobie z niej nie robiła, a biedna Felicity musiał iść tyłem w dużych czarnych szpilkach.
- Może poczekasz na Olivera w jego gabinecie? - Zaproponowała już zdesperowana blondynka.
W tedy Laurel na chwilę przystanęła i spojrzała na nią, a w jasnowłosej zapaliła się iskierka nadziei.
- Chce mieć to za sobą. - Powiedziała i minęła ją.
Felicity obserwowała przebieg wydarzeń z bezpiecznej odległości na korytarzu gdzie mijali ją inni pracownicy firmy. Nawet nie zauważyła kiedy Diggle podszedł do niej. Oboje widzieli jak szatynka weszła na posiedzenie, a po chwili wyszli nawet Ray z zaskoczoną miną, który przez chwilę stał przy nich. Jak zwykle miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę.
- Oni tak zawsze?- Spytał widząc jak z impetem kobieta położyła laptop na stole.
- Nie wiem. - Odpowiedział szczerze John, a Palmer po tych słowach bez słowa odszedł. Miał jeszcze dużo rzeczy dzisiaj do załatwienia.
Oliver zasłonił usta dłonią. Patrzał tylko na ekran komputera, na którym zobaczył swoje stare zdjęcie z Johnem i Felicity. Na pulpicie były rozpakowane wszystkie pliki Laurel, które zarchiwizowała.
- Musiałeś naprawdę hakować mojego laptopa. - Spytała posyłając mu mordercze spojrzenie. - Nie mogłeś po prostu zapytać o to czego ewidentnie szukałeś, albo jak już tego, nie chciałeś robić, nie zostawić po sobie śladu.
Blondyn dobrze wiedział, żeby w takim stanie nie wdawać się w sprzeczna dyskusję z byłą dziewczyną ani tłumaczyć się niemrawie.
- To nie tak. - Powiedział chcąc ją złapać za rękę, ale się od niego odsunęła.
- A jak? - Spytała nie spuszczając z niego wzroku. Nie potrafił nic wymyślić na poczekaniu, więc przez dłuższą chwilę milczał. - Tak jak myślałam. Zostawiam Ci go na pamiątkę. Może znajdziesz w nim coś mając go na miejscu.
Kiedy wychodziła nikt nie próbował jej zatrzymać. Co prawda dzisiaj miała dużo już zaplanowanej pracy, ale woleli chyba jej bardziej nie rozdrażniać, a John, który to miał jej pilnować nie zgadzał się z planami Olivera dlatego to nie wykonał jego prośby. Dick czekał na nią przy ochronie. Rozpoznała go z daleka po jego niebieskiej czapce.
Kiedy wychodziła nikt nie próbował jej zatrzymać. Co prawda dzisiaj miała dużo już zaplanowanej pracy, ale woleli chyba jej bardziej nie rozdrażniać, a John, który to miał jej pilnować nie zgadzał się z planami Olivera dlatego to nie wykonał jego prośby. Dick czekał na nią przy ochronie. Rozpoznała go z daleka po jego niebieskiej czapce.
***
Dick był zmuszony sam wrócić do domu. Laurel nie chciała niczyjego towarzystwa. Przez resztę dnia chodziła po mieście. Myślała o Oliverze, swojej siostrze i niedawno pochowanym przyjacielu, którego nie potrafiła uratować. Powoli zaczęło się ściemniać, a ludzie znikać do swoich domów. Zaczął padać śnieg i wiać zimny wiatr. Automatycznie zrobiło się zimniej, ale Laurel dopiero po paru minutach zebrała się, by wejść do siłowni. Miała już w głowie mniej więcej co chciała powiedzieć dawnemu bokserowi.
Na korytarzu było ciemno tylko z głównej sali padało światło. Myślała, że spotka go samego, ćwiczącego, a już na samym początku usłyszała dwa nowe głosy.
Na korytarzu było ciemno tylko z głównej sali padało światło. Myślała, że spotka go samego, ćwiczącego, a już na samym początku usłyszała dwa nowe głosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz