niedziela, 18 września 2016

Rozdział 43 ,,Białe róże''.

,,Umiera się na wiele spo­sobów: z miłości, z tęskno­ty, z roz­paczy, ze zmęcze­nia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dla­tego, by przes­tać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat za­cieśnia się do roz­miaru pułap­ki, śmierć zda­je się być je­dynym ra­tun­kiem, os­tatnią kartą, na którą sta­wia się włas­ne życie. ''
Paulo Coelho







                 Był chłodny deszczowy dzień. Przez ciemne chmury nie przebił się ani jeden promień  słońca. Na ulicach nie było widać nikogo. Nawet bezdomni schronili się w opuszczonych budynkach. Wiatr porwał gazety rozwiewając je po całej ulicy. Na jej pierwszej stronie znajdowało się zdjęcie młodej szatynki z dokumentami w ręce. Było czarno-białe, a nagłówek mówił jasno co się stało, dlatego największe grupka ludzi stała dziś na cmentarzu ubrani w czerń pod parasolami. Na ich twarzach malował się smutek. Któremu akompaniowały łzy. Kapitan Lance jeszcze się nie pojawił wraz ze swoją byłą żoną. Wśród zgromadzonych nie było jeszcze Sary, ale można było dostrzec Nysse al Ghul w czarnym płaszczu i wysokich kozakach w tym samym kolorze. W ręce trzymała czarną róże, nieopodal niej stał Cisco i Caitlin  oraz Bary.
- Nie tak to sobie wyobrażałam.- Rzekła Laurel oglądając całą scenę z limuzyny Bruce.- Miałam wyjechać, nie fałszować swoją śmierć. Nie zasłużyli na to. W ogóle jak przekupiłeś lekarza?
- Nie zrobiłem tego. Wstrzymałem twój oddech i bicie serca.Umarłaś.- Odrzekł, widząc, że w pełnym sensie miała racje.- Trumny już nie sprawdzą. Widzieli cię pół godziny temu w niej, a więc trumny nie sprawdzą.
               Odwróciła wzrok na chwilę w jego stronę. Nie widział jej niebieskich oczów przez ciemne okulary. Siedziała u jego boku w czarnej prostej sukience, w której ją pochowali.
- Dzięki za przejeżdżę karawanem.- Kontynuowała dyskusję. - On będzie chciał się upewnić.
Czuła się dziwnie obserwując własny pogrzeb. Serce jej się łamało, gdy widziała bliskie sobie osoby w rozpaczy z jej powodu. Dokładnie wie jak oni teraz się czują, bo dokładnie osiem lat temu przeżywała to samo i kiedy myślała, że już się z tym uporała Oliver wrócił a rok później Sara, której nie widziała wśród tłumu. Może to i lepiej już wystarczył jej widok Heleny stojącej na uboczu rękawiczkach  i czarnym kapeluszu. Ubrana w ciemny żakiet oraz koszulę i spodnie, trzymała w ręce wiązankę. Nikt szczególnie na nią nie zwracał uwagi, a to ona w ostatnim czasie była jej najbliższą osobą.
- Mam nadzieję, że ktoś się nią zaopiekuje.- Powiedziała sama do siebie.
Z każdą minutą przybywało coraz to więcej osób. Nawet Clark się zjawił ubrany w garnitur i czarny płaszcz.
Nie znał Heleny, ale uśmiechnął się do niej dodając otuchy. Prawdzie zaskoczenie przeżyli gdy na cmentarzu zjawił się Dick i Alfred.
- Miałaś racje.- Rzekł spokojnie Bruce.- Przyszedł.
Stał dalej od tłumu. Podobnie jak wszyscy miała na sobie garnitur. Nawet przyniósł ze sobą bukiet kwiatów, które Laurel nienawidziła.
- Chyba już czas na nas...
***
             Do Olivera wciąż nie docierało to co się wydarzyło. Potrafi uratować miasto, a nie potrafił Laurel. Myślał,  że po wydarzeniach z wyspy, Hong Kongu i innych miejscach wypruto go z emocji, a od paru dni czuje się jakby ktoś wydarł mu serce. Pozwolił na to...
Ludzie powoli zaczęli opuszczać cmentarz, aż w końcu pozostał tylko on. Felicity za nim odeszła położyła mu rękę na ramieniu.
- A więc tak się czułaś.- Powiedział klękając przed nagrobkiem.- Nie wiem jak do tego mogłem dopuścić.
W ręce trzymał jeszcze dwie białe róże, które położył na nagrobku.
- Zawsze widziała we mnie dobrego człowieka. - Do końca nie wierzy,  w życie po śmierci, ale chciał by go usłyszała.- Lepszego niż byłem. Dziękuje, to ty wyciągałaś ze mnie co najlepsze.
Chciał jej powiedzieć jeszcze tyle rzeczy, ale zabrakło im czasu, więc tylko wpatrywał się w jej wygrawerowane imię. Zastanawiając się czy mógł coś zrobić. Kiedy nagle zawiał wiatr i porwał dwie różne w dwa różne kierunki. W tedy też dostrzegł mężczyznę. Wysokiego i dobrze zbudowanego z bukietem kwiatów.
- Mogę w czymś pomóc?- Zapytał nieznajomego.
- Niestety nie.- Odrzekł wlepiając wzrok w  grób Panny Lance.- Star City bez niej już nigdy nie będzie takie same.
                  Mężczyzna miał strapioną twarz, ale Oliver dostrzegł w jego spojrzeniu iskierkę radości. Kiedy po raz pierwszy zaginął wiedział, że jego i Sary domniemana śmierć nie zmieniła nic. Laurel pomagała po pracy tym, których nie było stać na adwokata.
- Ma pan rację. Była uparta, wierzyła w ludzi i kierowała się swoimi wartości. - I oto Oliver Queen wystawił się swojemu nowemu wrogowi.
,,A więc nie poznałeś jej sekretów...''

2 komentarze:

  1. Dawno mnie tu nie było, ale zarąbiste rozdziały napisałaś od czasu kiedy ostatni raz tu byłam ❤❤❤ Uwielbiam twoje opowiadania, są jednymi z najlepszych jakie w życiu czytałam ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń