niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 35 ,,Nieoczkowane zmiany.''

,,Prob­le­mem nasze­go wieku nie jest bom­ba ato­mowa, lecz ser­ce ludzkie.''
Albert Einstein







           Kiedy wszyscy oczekują wokół, że będziesz tą samą osobą jaką byłaś przed tragedią zachowują się egoistycznie i niedojrzale. Dla wielu Laurel po powrocie prowadziła monotonne, wegetacyjne życie. Dla Teda uciekała ona treningami od świata,  który pozbawił ją przyjaciół. Świata, który powoli odbierał jej ludzie oblicze. Kocha Sarę, a ona pozbawia ją najbardziej emocji. Dla samej Dinah był to czas planowanie i odnawiania starych kontaktów, które mogą w najbliższym czasie jej się przydać.  Musiała to dobrze rozegrać,  by udało jej się zagrać dobrze w jego grę,  a nawet lepiej, by go przechytrzyć.
             Siedziała samotnie w swoim mieszkaniu i czytała swoje stare dzienniki po tym jak sam pracodawca dał jej urlop, a prokurator  nie chciał jej widzieć na sali sądowej do póki nie dojdzie do siebie. Zapewne nie chciał sytuacji sprzed dwóch lat. Powoli na ulicach zaczęły zapalać się latarnie, a hałas zakorkowanych ulic zaczął cichnąć z mijającymi minutami. Za oknem padał biały puch, więc nic dziwnego, że otuliła się ciepło kocem pomimo tego, iż miała na sobie purpurowy sweter. Na stoliku nieopodal leżała jej ciepła czekolada. W domu panowała grobowa cisza spowodowane brakiem Heleny, która ponownie przywdziała maskę tym razem pod okiem Teda, więc wieczory mijały im bardzo szybko.
- Chce Ci się w tym kostiumie biegać w czasie zimy całą noc, mogąc obserwować wszystko z bazy ?- spytała podnosząc wzrok znad notatek.
- Chce Ci się naprawdę prowadzić taki tryb  życia? - Queen położył łuk na stoliku i usiadł przy kobiecie.- Poza tym zimą działają tylko desperaci reszta woli nie marznąć.

             Laurel pokręciła przecząco głową nie zgadzając się z jego słowami. Nie pierwsi raz w życiu. Osobiście uważa, że ci tak zwani ''desperaci'' odwracają jego uwagę w momencie kiedy ci najwięksi zbrodniarze, którzy pociągają za sznurki ukrywają się w kanałach i knują w cieniu przez nikogo nie zauważeni.
- To uważasz, że lepszy tryb życia prowadziłabym kiedy założyłabym maskę? - zapytała trochę grając mu na nosie przez co zdecydował się  wyjść z cienia.
Miał na sobie swój klasyczny zielony strój z długim rękawem w wersji zimowej. Gdzie na kapturze osiadł mu śnieg. Swoimi butami zabrudził podłogę przez co poczuł na sobie gniewny wzrok szatynki.
- Mało Ci do tego brakuje, - W jego tonie dało się wyczuć złość i zazdrość. - Zwłaszcza, że wciąż trenujesz z nim pomimo moich i Sary ostrzeżeń.
           Nie zastanawiając się w ogóle wszedł w swoich butach na jasny dywan pokazując w ten sposób, że naprawdę wyprowadziła go z równowagi.
Nachylił się nad nią blokując jej drogę  wstania czy też przesunięcia się na bok, ku jego rozczarowaniu nic sobie z tego nie zrobiła. Jej zielone oczy pozostały obojętne, niewzruszone. Przeraziło go to lekko. Zobaczył w jej obliczu siebie sprzed kilku lat kiedy wrócił z wyspy. Te migdałowe oczy były tak zimne i nieprzeniknione.
- Przynajmniej on mnie pyta o moje zdanie. - Powiedziała lodowatym tonem głosem. - On nie narzuca mi swoich idei ,
Prze chwilę obserwowali siebie nawzajem bacznie. Nie spuszczając wzroku z dawnego partnera. Słychać było tylko wianie wiatru, który uderzał o szyby okna.
- Chyba jako jedyny.- Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.- Wraz z detektywem ustaliliśmy, że lepiej będzie jak przez jakiś czas popracujesz w mojej i Palmera firmie. On zajął się sądem i kancelarią, więc do zobaczenia jutro.
Zanim zdążyła zaprotestować on zniknął w ciemności innych pomieszczeń, do których się wycofał.
- Nie jestem małym dzieckiem. - Powiedziała zrywając się, ale jego już nie było. Zniknął  tak szybko  jak się pojawił, ale to u niego normalne.

***
       Następnego dnia widząc co się dzieję za oknem nie chciało jej się wstawać  do firmy Queena. Jeszcze wczorajszego wieczoru sprawdziła czy mówił rację i niestety tym razem ją nie okłamał. Zwlekła się z łóżka tylko dlatego, że przysłał po nią Johna Diggla i choć była na niego zła nie umiała sprawić kłopotu jego przyjacielowi. Z ociągnięciem wstała z łóżka i odświeżyła się biorąc prysznic.   Z szafy wyciągnęła pierwszy lepszy, czysty żakiet. Trafił jej się bordowy komplet i czarna koronkowa bluzka. 
- Helena jeszcze śpi. - Poinformował ją ciemnoskóry obrońca miasta kiedy znalazła się w kuchni. - I niestety nie będzie mogła z tobą pracować w firmie. 
- Popierasz jego działania względem mojej osoby?- Spytała szykując sobie na szybko jajecznicę.- Usiądź. 
Do tej pory John stał na przeciw niej w garniturze i czarnym płaszczu. 
- Nie do końca. - W końcu odpowiedział siadając na jednym stołku. - W pewnym sensie on chcę cię mięć pod kluczem bezpieczną, ale z doświadczenia wiem, że z niektórymi sprawami człowiek musi poradzić sobie sam. W przeciwnym wypadku może być jeszcze gorzej. 
         W tej chwili w jej głowie narodziło się jedno pytanie. Dlaczego Queen mając tak mądrego i oddanego przyjaciela  popełnia tak głupie błędy?  W podświadomości widziała, że zna ma to pytanie odpowiedzieć, ale ciężko dać na nie odpowiedź na głos. 
Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie po czym udało się grzecznie za nim do nowego miejsca pracy. 
        Jej gabinet znajdował się na ostatnim piętrze. Wyglądał identycznie jak w kancelarii. Różnił się tylko tym, że był większy. Na biurku czekała już sterta papierów. 
- Nie popieram już tego pomysłu.-Powiedział Diggle przerywając ciszę. - Jakbyś  czegoś potrzebował będę niedaleko. 
,,Fajnie Diggle będzie moją niańką,-pomyślała odprowadzając go wzrokiem, aż zniknął w windzie- mogło mi się trafić gorzej. 
        Nie tracąc  dłużej czasu wzięła się do pracy, mając dziwne przeczucie, że oprócz  trzymania jej blisko siebie Oliver  miał jeszcze jeden powód, by sprowadzić ją do swojej firmy. Na pierwszy rzut oka wszystko w przygotowanych dokumentach było w porządku, ale im dalej się w nie wczytywała tym bardziej zauważała zmęczenie i niedopatrzenia pracowników firmy.  Przez całe popołudnie nie wystawiała nosa poza swój gabinet, aż w końcu pojawił się u niej Diggle. Z  dziwnym wyrazem twarzy.
- Lepiej zejdź, szybko na dół - powiedział John- zanim dojdzie tam do jakieś potyczki. 
Westchnęła spoglądając na niego znad biurka. Już miała się  odezwać i powiedzieć, że of tego jest ochrona ponownie przemówił. 
- Czeka tam na ciebie twój przyjaciel, a Oliverowi  i Ray'owi nie spodobała się jego osoba.- jego głos był spokojny, ale dało się z jego twarzy wyczytać, że jest zaniepokojony, 
- Ok, ok, już idę.- Powiedziała wstając od biurka.- Dlaczego Palmer też się zdenerwował ?
Nie uzyskała odpowiedzi na swoje pytanie, W ciszy przebyli drogę na parter firmy. Ciesząc się z irytującej na co dzień  melodii w windzie. 
Na dole oczekiwała zastać Teda, a ujrzała kogoś kogo nie spodziewała się w tych okolicach. Na jej twarzy pierwszy raz od paru  długich tygodni pojawił się szczery uśmiech.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz