sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 19

,,Co­kol­wiek za­mie­rzasz zro­bić, o czym­kolwiek marzysz, zacznij działać. Śmiałość za­wiera w so­bie ge­niusz, siłę i magię.''
Johann Wolfgang Goethe

Następnego już dnia Laurel siedziała, w swoim biurze przeglądając, wydatki firmy. Vidia od czasu do czasu przychodziła, przynosząc nowe segregatory.  Jej gabinet był o wiele większy od tego jaki miała w Starling City.
Stało, w nim szklane biurko, na którym znajdował się laptop i taca z szklankami i wodą.
Podłoga była szara, a ściana za miejscem jej pracy była jasno granatowe. Laurel wstała, od biurka i podeszła do okna, które było jej zewnętrzną  ścianą. Widziała z niego całe miasto.
Dzwoniła, wczoraj do domu, ale nikt nie odbierał. Martwiła się, bo wiedziała, że Helena ma czasem głupie pomysły.
-Można? -spytał Dick lekko uchylając drzwi.
-Jasne.-co innego mogła powiedzieć ,,synowi" jej pracodawcy.
Chłopak wszedł, podchodząc do niej. Miał na sobie jeans, biały t-shirt i czarną skórzaną kurtkę.
-Obserwując, tak miasto można w nim dostrzec, to czego nie chcemy widzieć.-powiedział po krótkiej ciszy.
-Podobnie jest, gdy patrzymy w lustrze.- coś na ten temat wiedziała-Czasami widzimy w nim obcą nam osobę.
Ich spojrzenia się spotkały na krótką chwili.  Może zrozumiał o co jej chodziło?
 Laurel dusiła się dzisiaj w swoich ubraniach. Przez szpilki na piętach powoli robiły się otarcia. Czarna, skórzana spódnica przyklejała jej się do ciała . Tylko czarna bluzka z cienkiego materiału pozwalała jej swobodnie oddychać. Przy dekolcie miała koronkę.
-Zabieram cię stąd.-Rzekł uśmiechając się od ucha do ucha.
Spojrzała na niego wymownie.  W ręce wciąż trzymała dokumenty.
-Oj weź nie mów, że nie chcesz naszego sądu zobaczyć.-powiedział podchodząc do jej biurka.
Wziął z niego jej torebkę i żakiet, który powiesiła na oparciu krzesła.
-Co nabroiłeś? -spytała wychodząc za nim, bo wiedziała, że i tak by ją z gabinetu wyciągnął.
-Nic przysięgam.-podniósł ręce w geście obronnym -Bruce kazał mi cię stąd zabrać. Wszyscy mieli przerwę tylko nie ty.
,,Dziwne" -pomyślała. Wielu chciałoby żeby jak najszybciej skończyła swoją pracę.
Przed firmą czekało na nich srebrne auto z kierowcą. Przynajmniej nie limuzyna. Oboje siedli  z tyłu. Głuchą ciszą zapełniała tylko muzyka lecąca z radia.
                                                                            ***
                  Sąd w Gotham na pierwszy rzut oka wydawał się większy niż w Starling City. Było w nim dziś bardzo tłoczno. Prasa stała przed budynkiem, którym pilnoała  policja. W środku było o wiele więcej funkcjonariuszy. 
-Nie spodziewałem się dziś tutaj takiej dużej ilości ludzi.-wyznał nieco zmieszany chłopak. 
-Widocznie sądzą kogoś, który do tej pory uważał się za bezkarnego.-powiedziała przyglądając się uważnie ludziom jak i samemu wnętrzu. 

Na środku korytarza stał wysoki posąg bogini Temidy, która trzymała wagę i miała zasłonięte oczy. Posąg był lekko pozłacany.  Przed wejściem do sądu jak w każdym stał wykrywacz metalu.  Policja dodatkowo przeszukiwała dziś wszystkie wchodzące i wychodzące osoby. 
-Mamy coś stąd wziąć czy to tylko wycieczka?- spytała przyglądając się całemu zamieszaniu. 
-Miała być wycieczka z domieszką odbioru przesyłki.- w jego  głosie dało się wyczuć nutkę zdenerwowania- Chodźmy. 
                    Powoli zaczęli przeciskać się między ludźmi. Po obu stronach korytarza znajdowały się sale sądowe. Przed każdą stali dwaj policjanci. 
,,Chcą kogoś zmylić''- od razu nasunęło się to brunetce na myśl.  Chłopak odtworzył, przed nią jedne z drzwi pokazując przy okazji dowód dwóm mężczyzną, którzy zagrodzili im drogę. 
-Poproszę jeszcze pani.-powiedział, jeden z nich  wyciągając do niej rękę.
Laurel pośpiesznie wyciągnęła swój podając mu. Przynajmniej wypełniali swoje obowiązki prawidłowa, zamiast się obijać. 
-Możecie wejść.-jego ton  głosu się zmienił, był bardziej poddenerwowany- Pani dowód oddamy za chwilę. 
Laurel uniosła, lekko brwi do góry, ale nic nie powiedziała, tylko grzecznie weszła do środka. Pomieszczenie było małe, ale przytulnie. Ściany były pokryte pomarańczową śniącą boazerią. Przy ścianie stało małe biurko, a za nim w bezpiecznej odległości kwiatek. 
-Jak zwykle go nie ma-poskarżył się Dick- No cóż musimy na niego poczekać. Przepraszam. 
              Miała właśnie powiedzieć mu, że nic się nie stało, ale rozległ się dźwięk wystrzałów. Automatycznie kucnęli, spoglądając na siebie. Nastała cisza grozy. Żadne dźwięki nie dochodziły zewnątrz. Serce brunetki biło szybciej. 
-Zostań tu.-powiedział wstając- Pójdę sprawdzić co się dzieje. 
Nim zdążyła zaprotestować chłopak wyszedł. Mało jej było zamieszania w Starling City. Tutaj miała odpocząć od tego wszystkiego. 
Mijały minuty, a ciemnowłosy nie wracał. Powoli dochodziły do niej przerażone krzyki innych. Miotała się. Nie wiedziała czy wyjść czy nie. Jednak po chwili namysłu lekko się wyprostowała podchodząc do drzwi. 
 ,,Raz kozi śmierć''- pomyślała naciskając klamkę. Nie otworzyła drzwi na oścież, wiedziała, że gdyby tak zrobiła mogłaby od razu dostać kulkę. Uchyliła je lekko i od razu natrafiła na ciało policjanta, który poprosił ją o dowód. 
            Leżał, w własnej kałuży krwi. Jego spojrzenie było dalekie, a twarz traciła zdrowy odcień. Z ust i ucha płynęła mu krew. Nachyliła się nad nim by,, pożyczyć'' od niego broń, ale ktoś inny już tą zrobił, gdy tak nad nim kucała. Poczuła niemiły oddech za swoimi plecami. 
-No panienko odwracamy się.-powiedział ochrypnięty głos. 
Laurel zrobiła to kazał tylko zbyt szybko dla niego. Dostał pięścią w nos. Przez co się zatoczył trochę do tyłu. Córka kapitana policji wolała nie tracić czasu. Wykrzywiła mu rękę jak pokazał jej to  Ted. Zwijając się z bólu upuścił nóż. Popchała go na ścianę. Ledwie się jednego pozbyło, a już w jej stronę leciał kolejny.
Przerzuciła, go sobie przez ramię dzięki czemu wylądował, na  tym pierwszym, który powoli się podnosił.
             Nie rozumiała, ich zamiast uciekać, woleli atakować niewinne osoby.Przecież na tym nic nie zyskają , wręcz przeciwnie dostaną kilka dodatkowych lat.
-Koniec zabawy.-usłyszała znajomy głos, który pociągnął ją w stronę wyjścia awaryjnego.
Dinah  udała smutną minę. Mieli już wyjść, gdy drzwi otworzyły się przed nimi,a stanęli w nich dwóch dryblasów.
Dick bez słowa rzucił się na jednego,a Laurel pomogła mu z  drugim.Zablokowała, jego rękę i bark kąpiąc go kilka razy  brzuch. Upadł z jękiem na podłogę.
-Nieźle.-skwitował Dick.
-Zabrać mi ich stąd.-usłyszeli za sobą głos.
                                                                             ***
            Radiowóz policyjny zatrzymał się przed posiadłością Wayna. Dwóch policjantów eskortowało ich bezpiecznie do domu. Na kamiennych schodach czekał już na nich Bruce z wysokim , dobrze zbudowanym przyjacielem w  okular.
-Macie się jutro zgłosić na komisariat.-powiedział funkcjonariusz odjeżdżając.
W sądzie została Laurel torebka i żakiet,ale mniejsza o to. Kobieta wciąż miała na policzkach lekkie rumieńce.
-Przepraszam, że była pani narażona na niebezpieczeństwo.-powiedział milioner, gdy szli po schodach.
-Nic się nie stało. W domu ciągle jestem na coś narażona i nikt nie przeprasza.-nie mogła pozwolić by miał poczucie winny.
-Panno Lance.-rzekł dość oficjalnie- Mam przyjemność pani przedstawić mojego przyjaciele  z Metropolis Clarka Kenta. Clark to jest Dinah Lance.
-Miło mi poznać.-powiedziała ściskając jego dłoń.
-Mnie  również.-co innego mógł powiedzieć.
Laurel cały czas czuła na sobie jego zaciekawione spojrzenie,a i Dick ekscytował się wydarzeniami dzisiejszego dnia. Może być tutaj zabawniej niż myślała.

1 komentarz:

  1. Świetna scena walki Laurel! Miała okazję się wykazać ;)
    Jestem zaintrygowana pojawieniem się Supermana. Tylu bohaterów w jednym miejscu? To z pewnością nie przypadek... Czekam więc na kolejne rodziały :)

    Blog Arrow Olicity

    OdpowiedzUsuń