środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 16

                 
                Życie jest jak piłka. Gdziekol­wiek by is­tniało, zacho­wuje równowagę. 
                                                                                            Erich Maria Remarque (Paul Remarque)


                            Dla Laurel każdy dzień w nieznanym położeniu wyglądał podobnie trening, trening i jeszcze raz trening .Wiedząc, że pozostanie tu trochę dłużej robiła wgłębienie w skale w postaci kresek by nie stracić rachuby czasu . Dziś rysowała trzydziestą. Trochę wadziło jej to w planach ,że tak długo tu zostali, bo nie ma pomysłu na wykręt by w spokoju jechać do Ghotam.
-Długo mam tu jeszcze na ciebie czekać? -usłyszała głos Teda,która czkał na nią w jeziorze.
-Musisz stać się cierpliwy.-powiedziała idąc w stronę zbiornika wodnego-Co z ciebie za nauczyciel? Brunetka lubiła mu dogryzać słownie . Jej przyjaciel był zanurzony w do szyi w wodzie . Koło niego znajdowały się na przeciwko dwa pnie drzewa .
-Nie patrz się tak na to tylko właź. -powiedział-Spokojnie nie zatonie pod twoim ciężarem.
-Wiem uczyłam się fizyki, ale inaczej jest w teorii inaczej w praktyce.-powoli weszła do lodowatej wody.
Ted wszedł pierwszy na swoją kładkę i niemal od razu złapał równowagę w ręce  trzymał dwa metalowe kije Boo.
Laurel z mieszanymi uczuciami weszła na swoje drzewo. Z większym trudem było jej utrzymać równowagę. Chwiała się wymachując rękami, aż w końcu wpadła do wody.
Zachłysnęła się wodą wypływając na powierzchnie. Jej włosy przykleiły się do twarzy. Bordowa bluzka przybrała ciemny fioletowy kolor.
-W końcu nowe ćwiczenie.-powiedziała ponownie wchodząc na pień-Może jest inne ćwiczenie na równowagę?
-Zapomnij tak najszybciej załapiesz.-powiedział wyciągając w jej stronę rękę z kijem-Nigdy nie wiadomo w jakich okolicznościach się znajdziesz.
              Szatynka przygryzła dolną wargę. Nie raz brała udział w jego zwariowanych pomysłach. Parę razy jeszcze spadła za nim opanowała to ćwiczenie w małym stopniu.
-Gratulacje.-powiedział uderzając kijem w jej nogi . Co spowodowało, że ponownie wpadła do wody. Po chwili jednak wyłoniła się z niej. Na jej twarzy malowała się niezadowolona mina jeszcze w oponowaniu emocji nie pomagał jej Ted ,który rechotał trzymając się za brzuch, ale ku zawodzie         Laurel nie spadł do wody. Nie pozostało jej nic innego jak tylko go zaatakować  niczym rekin z pod wody. Ted nawet nie zwrócił uwagi, gdy nabrała powietrza, a po chwili zniknęła pod po wierzchnią i tak już była cała mokra, więc nie robiło jej to zbytnio różnicy. Spokojnie podpłynęła do jego kłody kołysząc nią. Rozległ się plusk i po chwili ciemnowłosy również wylądował w wodzie. Udało się go zaskoczyć, bo gdy Laurel wypłynęła wypluwał wodę.
-Co to miało być?- spytał odrzucając kije.
-Atak z zaskoczenia.- odpowiedziała mu szatynka słodkim głosem.
Ted zbliżył się do niej obejmując ją. Ich czoła niemal się stykały.
-Dalszy trening w mieście.-powiedział po chwili- Ghotam cię zahartuje ja tylko doszlifuje, ale pierw dokończymy to .
                Laurel nie mogła wykrztusić ani słowa . W końcu doczekała się powrotu do domu, a teraz nie chce wracać. Na samą myśl ile kazań dostanie już woli wylądować znowu w bagnie.
Tym razem nie przeszkadzała im niezręczna cisza. Ponownie weszli na swoje kawałki drewna w dłoniach dzierżąc metalowe kije. Po lesie rozległ się dźwięk uderzających o siebie metalu i co jakiś czas plusk wody.
***
Laurel spakowała swoje rzeczy, ale przed tym przebrała się w suche ubrania. W białą bluzkę i czarne legginsy.
-To jak zdobywałeś jedzenie?- spytała szatynka doganiając go .
-Tobie mogę powiedzieć. Trzy kilometry za jeziorkiem jest chatka, w której wcześniej wszystko zebrałem.-powiedział uśmiechając się pod nosem-Jest tam też prąd, ciepła woda i ubikacja, więc tylko ty miałaś ciężko.
Szatynka nie mogła uwierzyć. Praktycznie cały czas był z nią, gdy wstawała zawsze śniadanie było gotowe. W ogóle kolacja i obiad też. Czuła się oszukana choć wiedziała, że ma jakiś sposób, bo nie jest magikiem . Do krawędzi wzgórza doszli w milczeniu .
-Mam nadzieję, że nie zajmie ci powrót znowu cały dzień.-powiedział Ted zwinie schodząc.
             Tym razem nie zniknął jej tak szybko z oczu . Choć i tak lepiej czułaby się z zabezpieczeniami . Kamienie wciąż wbijały jej się w ręce otwierając dawne rany, ale już ich tak mocno nie ściskała.
Nad nimi zbierały się ciemne chmury jakby zawsze ich wędrówki były skazane na złą pogodę. Na nieszczęście chmura się zarwała i lunął deszcz. Zimne, duże krople wody uderzały w nich przemaczają im ubrania oraz włosy.
-Nie poślizgnij się.-rzucił Ted niezadowolony ze zmiany pogody.
Laurel może nie była zmęczona, ale oddychało jej się ciężko przez stres. Ręce jej się ślizgały na kamieniach.
Brunet zaczekał na nią widząc jak plontają jej się ręce.
-Spokojnie to tylko mały deszczyk.-powiedział próbując przekonać samego siebie-Nie możemy się zatrzymać ani wrócić przeszliśmy już zbyt daleko.
Jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie.
-Miejmy to już za sobą.-powiedziała uśmiechając się słabo.
Jeden zły ruch i spadnie łamiąc sobie kark . Wizja własnego upadku i tego martwego wyrazu oczu motywowała ją.
               Poczuła ulgę czując pod stopami twarde podłoże. Trawa wokół nich była 3 cm dłuższa niż miesiąc temu. Teraz na jej zielonych źdźbłach widniały krople wody, które po dłuższej podróży przemoczyły Laurel adidasy. Szatynka tym razem nie ślamażyła się przez co droga powrotna zajęła im krótszy czas.
Na polanie czekał na nich helikopter. -To dało się wylądować bliżej.-stwierdziła z urazą Laurel.
-Musiałem cię sprawdzić.-powiedział Ted uśmiechając się pod nosem-Wybacz.
Pomógł szatynce wsiąść do maszyny, za której sterami siedziała ciemnowłosa kobieta.
-Ted masz może przy sobie telefon ?-spytała nim usiadła na fotelu.
-Mam.-powiedział ściągając, a następnie wyciągają z plecaka czarny dotykowy telefon.
-Mogę?- spytała wskazując na urządzenie.
Brunet bez słowa podał jej telefon , ale mocno się zdziwił, gdy wyszła zamykając za sobą  drzwi.
Laurel wciąż nie dawała spokoju sprawa dotycząca Ghotam na szczęście zapamiętała numer swojego pracodawcy. Było już dawno po 22 ,ale sam powiedział żeby dzwonić do niego w nocy, w dzień.
Szybko wybiła numer oddalając się od helikoptera. Usłyszała pięć sygnałów.
-Słucham.-w jej uszach rozbrzmiał jej  męski, doniosły głos.
-Dobry wieczór z tej strony Dinah Laurel Lance.-powiedziała pewnym głosem-Zjawie się w Ghotam jutro.
-Cieszy mnie to.-ją w pewnym sensie też-Wyślę po panią kierowcę. Miłego snu.
Chciała za protestować, ale połączenie została przerwane. Nic już na to nie mogła poradzić. Szybko skasowała numer i zadzwoniła do Olivera.
-Ollie przyjdź jutro do mnie rano.-powiedziała i się rozłączyła.
Przeczesała ręką włosy wracając do helikoptera.
-Dzięki.-podała swojemu przyjacielowi telefon, siadając obok niego.
Nic nie powiedział ,miał już nałożone na uszy słuchawki ,tylko uśmiechnął się pod nosem . Laurel zrobiła podobnie słysząc jak śmigła zaczynają pracować. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo była zmęczona do czasu, aż nie położyła głowy na ramieniu Ted'a, a powieki zaczęły jej ciążyć. 
***
-Hej księżniczko.-szepnął jej do ucha Ted lekko śturhając- Musisz coś zobaczyć. 
                  Laurel przeciągnęła się otwierając oczy. Przed sobą miała twarz ciemnowłosego ,który wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją. Dawny bokser poprowadził ją do drzwi  helikoptera otwierając je . Laurel ujrzała przed sobą duży wodospad. W uszach szumiała jej woda . Woda na dole pieniła się.Całkowicie ten widok ją zmylił . Jej wszystkie teorie dotyczące tajemniczego miejsca prysły jak bańka.   Chciała patrzeć na ten widok do końca życia ,ale ją z tam tond zabrali . Pamięta silny podmuch wiatru i to, że Ted zaniósł ją do łóżka. Najwidoczniej nie chciał jej budzić.
                         Tego samego dnia Laurel wstała wcześniej . Wzięła ciepły prysznic. Tak bardzo brakowało jej ciepłej wody . Czując ciemny strumień wody na plecach przypomniała sobie o przegadanych nocach z przyjaciółmi . Jednakże ta przyjemność nie mogła trwać w nieskończoność. Ubrała się w białą koszulę i szaro-niebieski spódniczkę oraz żakiet do kompletu.  Starała się nie obudzić Heleny, gdy wyciągała walizkę. Włożyła do niej ważne dokumenty, szczoteczkę do zębów ,kosmetyki i ubrania oraz buty. Zmieściło się jeszcze kilka książek. Nim się obejrzała usłyszała dzwonek do drzwi, który obudził Helenę . W drzwiach stał nie kto inny jak Oliver Queen ubrany w ciemne jeans i niebieską koszulę.
-Hej!- przywitał się,przytulając ją po czym  wszedł do środka.
-Cześć siadaj w kuchni.-powiedziała zamykając za nim drzwi .
Grzecznie spełnił jej prośbę na jasnym blacie leża przedtem przygotowana umowa. Queen nie mógł uwierzyć.
-On się nigdy na to nie zgodzi.-powiedział blednąc.
-Podpisz resztę zostaw mi.-powiedziała przewracają oczami-Jestem twoją przyjaciółką czy nie?
Jasnowłosy przełknął głośno ślinę .Drżącą ręką podpisał dokumenty.
-Dobra to na razie.-powiedziała zbierając dwa egzemplarze umowy i swoją walizkę.
Oliver był zbyt zszokowany by coś powiedzieć siedział tylko z tępym wyrazem twarzy.
Na zewnątrz   na Laurel czekał już czarny samochód przed nim kierowca, który wziął od niej walizkę.
            Na dworze panował zaduch, świeciło słońce. Chciała się przejść, ale kierowca za protestował i zawiózł ją pod firmę. Miał na sobie czarny ,garnitur i specjalną czapkę.
W firmie aktualnie trwał remont, więc nim szatynka dostała się do biura trochę minęło.
-Nie byliśmy dziś umówieni.-powiedział Ray podnosząc głowę z nad papierów.
-Kiedyś mi za to podziękujesz za tą szanse-powiedziała siadając na krześle.
-Wyjdziesz sama czy mam wezwać ochronę.-powiedział poirytowany jej zachowaniem.
Laurel bez słowa wyciągnęła dokument, który on zaczął czytać.
-To jakieś kpiny.-powiedział ze śmiechem-Wróciłaś do nałogu?
Laurel puściła to pytanie w nie pamięć.
-Oliver Queen odzyska swoją rezydencje z racji tego ,że komornik i prokuratura nie dopilnowali swoich obowiązków.-mina Palmer'owi  zrzedła -To tylko kwestia czasu za nim odzyska firmę.
              Miała szczęście. Po jego minie widziała ,że nie zna się na prawie.
-Muszę przedyskutować to z adwokatem.-powiedział blednąc.
-Nie masz to podpisać teraz w przeciwnym razie moja asystentka złoży wniosek do sądu, w którym obecnie się znajduje o przejęcie firmy. -Laurel nie dawała za wygraną.
Ray Palmer westchnął zawiedziony podpisując dokument . Nie znał za dobrze tej historii ,a nie chciał ryzykować utratą firmy ,w którą tyle włożył. Szatynka zostawiła mu jeden egzemplarz wychodząc z sali . Na jej twarzy malował się uśmiech satysfakcji. Wsiadła do auta promieniejąc.


2 komentarze:

  1. Mam nadzieję ,że relacja Teda i Laurel nie zejdzie na dalszy plan,bo naprawdę ciekawie się to czyta.
    Sam wyjazd do Ghotam jest niczego sobie.

    OdpowiedzUsuń