,, Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy
uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie [...]. ''
Paulo Coelho
W samochodzie panowała zupełna cisza jak na pogrzebie. Nie grało radio,a z kierowcą Laurel była oddzielona czarną szybą . Cieszyła się,że Oliver odzyska firmę o to dzięki niej ,bo nie musiała do umowy przypinać małą białą karteczkę z wypisaną jego tajemnicą. Podejrzewa,że albo Felicity wpadnie jak burza do bazy i opisze to wszystko,albo wściekły Palmer zadzwoni wściekły do Olivera i powie mu co myśli o jego adwokatce lub osobiście do niego zawita. Jedno jest pewne to nie będą miłe słowa.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność,a kobieta zostawiła swój telefon z walizce jak na ironie, ponieważ nie chciała żeby coś ją rozproszyło podczas tej rozmowy. W grę wchodziła dużo stawka,a zaświecony wyświetlacz wyciszonego telefonu przykułby jej uwagę.
Przez większość drogi wokół rozpościerały się już,,umierające" łąki. Laurel nie mogła jednak cieszyć się barwami jesieni przez przyciemniane szyby. Nagle z znudzenie wyrwał ją telefon,który znajdował się nad jej głową. Do tej pory go nie dostrzegła. Miał czarną obudowę. Można by go pomylić z lampką. Szatynka podniosła słuchawkę.
-Dojeżdżamy już pod firmę.-powiedział doniosły głosem kierowca.
-Dziękuję za poinformowanie,ale czy pan zgodnie z panującymi przepisami nie powinien rozmawiać przez telefon w czasie jazdy..-podziękowała grzecznie wypominając złamanie prawa.
Nastała cisza,ale córka kapitana policji w Starling City słyszała oddech mężczyzny.
-Pod pani siedzeniem znajdzie pani prezent.-powiedział kończąc rozmowę.
Laurel odłożyła słuchawkę,sięgając po prezent. Nie czuła się przekupiona,ale też nie mogła poruszyć tej sprawy na pierwszym spotkani,bo mogłoby to przedwcześnie zakończyć współprace.
Laurel wyciągnęła niebieskie pudełko,obwiązane czarowną wstążką. Rozwiązała ją delikatnie rozrywając papier. W środku znalazła maskotkę Mrocznego Rycerza,który chroni to miasto. Zaczęła obracać zabawkę w dłoniach. Twarz bohatera zakrywała czarna maska połączona z peleryną. Maska ma dwa szpiczaste uszy nietoperza. Na piersi bohatera znajduje się szary nietoperz. Czarny kostium wydawał się idealnie pasować do klimatu Gotham. Intrygowało ją to na ile maskotka jej wierna prawdziwemu wizerunkowi bohatera.
Auto się zatrzymała,a już po chwili jej drzwi trzymał kierowca. Położyła maskotkę na miejscu obok i wyszła. Jej oczy z początku nie mogły dopasować się do promieni słonecznych w końcu jechała w pół mroku.
-Dalej panią poprowadzą.-powiedział zamykając drzwi-Mam nadzieję,że podróż minęła pani przyjemnie.
Laurel odwzajemniła uśmiech stając przed wielkim,szklanym budynkiem. Już u jego wejściu było tłoczno czego nie można było powiedzieć o rodzinnej firmie Olivera.
Poprawiła swój żakiet biorąc głęboki oddech. Żałowała ,że teraz nie ma przy sobie torebki by sprawdzić w lusterku czy nie są brudne. Wspięła się po kamiennych schodach . Czując na sobie wzrok innych . Jakby wiedzieli kim jest. W recepcji czy też na parterze panował tłum. Ludzie wchodzili i wychodzili ze szklanych wind.Nie chciało jej się przeciskać przez tłum,aż do biurka. Choć pamiętała słowa kierowcy. Z westchnięciem ruszyła do przody.
W momencie kiedy do niej podszedł wysoki młodzieniec o ciemnych włosach. Ubrany w niebieskie jeans i koszulkę,na której miał pazury tygrysa.
-Dinah Laurel Lance?-spytał nie zwracając uwagi na ludzi.
-Tak,a pan to kto?-zapytała lekko zaskoczona Laurel.
-Dick Grayson. Vidia miała tu na ciebie czekać.-wyznał wyciągają do niej rękę by się przywitać-Bruce już na ciebie czeka. Zatem pozwolisz za mną.
Laurel bez słowa podążyła do windy za chłopakiem,która na jej oko mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia lat.
-My tu nie gryziemy.-powiedział widząc jej zdenerwowanie.
-Pracujesz tu?-spytała chcąc jakoś zająć głowę czymś innym.
-Tylko na różnych balach,imprezach robię za maskotkę.-chłopak uśmiechnął się do niej odsłaniając białe zęby.
Mijali kolejne poziomy nie odzywając się do siebie . Chłopak nucił pod nosem muzyczkę ,która grała w windzie. Z windy widzieli zatłoczone ulice miasta. Można było dostrzec też kontrast na biedną i bogatszą część miasta,więc ten widok był dobrze znany Laurel.
W windzie przestała grać muzyka i drzwi się otworzyły. Szatynka wyszła rozglądając się. Na wprost windy stał oszklony gabinet z szarego szkła przez,które nic nie można było zobaczyć . Jednak przed nim stało jedno szklane biurko,które na chwilę obecną nikt nie zajmował. Przy ścianie znajdowała się biała sofa,na której usiadł chłopak.
-Godzina prawdy co?-miło z jego strony,że chce jej dodać otuchy-Powodzenia. W najgorszym wypadku nie przypadniecie sobie do gustu. Nie ma sekretarki,więc wchodź.
Onieśmielała ją jego pewność siebie. Sama nie wiedząc czemu posłuchała go. Delikatnie zapukała wchodząc.
Przy biurku siedział dojrzały mężczyzna sprawdzając coś w laptopie. Na oko Laurel mógł być blisko czterdziestki. Odchrząknęła zwracając na siebie uwagę. Zaskoczony właściciel firmy zamknął szybko urządzenie spoglądając w górę.
-Vidia z panią nie weszła ?-spytał zapinając marynarkę.
-Nie ,nie widziałam na oczy tej pani. Przyprowadził mnie Dick Greyson.-odpowiedziała szybko,gdy podszedł do niej.
-Bruce Wayne.-przedstawił się wyciągając do niej rękę.
-Dinah Laurel Lance.-powiedziała ściskając ją-W czym mogę panu pomóc?
Bruce był wysokim mężczyzną,dobrej postawy o jasnej karnacji. Miał ostre rysy twarzy i ciemne włosy .
-Widzę ,że nie lubi pani tracić czasu.-powiedział wracając do biurka-To dobrze.Moja firma negocjuje teraz z przeciwną firmą części do nowych zabawek . Nie chce na tym stracić ,więc resztę opowiem pani przy obiedzie. Wyjaśnię co i jak.
Spakował swoją torbę po czym poprowadził ją w stronę wyjścia. Szatynka była nieco skołowana tylko raz podjęła się podobnej sprawy. Ona zawsze chciała bronić ludzi lub oskarżać nigdy nie była odpowiedzialna za czyjś majątek.
-Chyba pan postawił na złej karcie.-powiedziała wychodząc za nim-Ja nie zajmuję się takimi sprawami.
Na korytarzu wciąż czekał chłopak grając w grę na telefonie,której dźwięki niosły się echem po korytarzu.
-Wiem ,aczkolwiek jestem innego zdania.-powiedział spoglądając na chłopaka-Dick ominie cię obiad.
Chłopak zebrał się bez słowa wchodząc za nimi do windy.
-Barbara wpada na kolacje.-próbował przerwać niezręczną ciszę.
-Czemu akurat ja?-nie dawało jej to spokoju. Było tylu innych świetnych prawników,a on zdecydował się akurat na nią.
-Odpowiem na to pani pytanie,gdy będziesz wracać do domu.-powiedział bez ogródek.
Laurel musiała się z niewiedzą pogodzić. W sumie to się do takiego stanu rzeczy przyzwyczaiła. Oliver okłamywał ją przez dobre kilka lat.
***
Tymczasem w Starling City Oliver z John biegali po parku. Rozwalając kupki liści ,gdy na ich drodze stanął Palmer.-Możesz odzyskać rezydencje,pół firmy ,ale trzymaj tą wariatkę z dala o de mnie.-powiedział bez ogródek,
Jasnowłosy wymienił ze swoim przyjacielem zaciekawione spojrzenie. Nie wiedząc do końca o co chodzi.
-O co ci chodzi Palmer?-Oliera mierziło żeby wysłać go karetką na drugi koniec miasta .
-O nic tylko trzymaj tą ćpunkę z dala o de mnie! Nie rozumiesz co do ciebie mówię.-w tej chwili i opanowany naukowiec nie mógł utrzymać nerwów na wodzy.
No i już wiadomo o kogo chodzi?
-Laurel z tego wyszła.-powiedział podchodząc do niego bliżej-Przestraszyłeś się jej czy co ?
Byli gotowi w każdej chwili skoczyć sobie do gardeł. Jak dojdzie do bójki będzie to winna Palmera.
Dwaj rywale patrzeli sobie w oczy morderczym wzrokiem ich czoła niemal się stykały.
Oooo, Laurel i Batman :D Jestem bardzo ciekawa jakjej się ułożą sprawy w Gotham ;) Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńUuu przerwałaś w najlepszym możliwym momencie. Oliver vs Ray . Mega . Jeszcze Batman naprawdę robi się ciekawie.
OdpowiedzUsuńsuper historia, www.krystianwojtowicz.pl, zapraszam do siebie, dzis pojawil sie nowy post, przy zapisie masz ebooka
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietne uwielbiam to właśnie przeczytałam 3 raz :* czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam może coś znajdziesz dla siebie http://olicitybamon-arrowtvd.blogspot.nl/?m=1