sobota, 9 maja 2015

Rozdział 14

,,Ser­ce miej ot­warte dla wszys­tkich, zaufaj niewielu.'' 
William Szekspir

W Starling City nastał nowy dzień. Helena całą no czuwała przy Laurel. Głaszcząc ją po włosach . Makijaż zostawił na jej twarzy czarne strużki.
-Nie jesz nic?- spytała smarując swoją kromkę wiśniowym dżemem.
Szatynka zmieniała kolejne szare rajstopy, w których znajdywała małe oczka.
-Zwrócę to od razu.-powiedziała maskując makijażem podkrążone oczy.
      Założyła dziś czarną sukienkę, którą miała na jej pogrzebie. Skromną tylko z jedną małą czarną różę na sercu. Jej włosy spięte w warkocz upadały jej na plecy.
-Gotowa? -spytała otwierając drzwi.
Helena w biegu dokończyła swój posiłek zabierając po drodze dwa płaszcze i swoją torebkę.
-Nie zapomniałaś o czymś? -brunetka podała jej czarny płaszcz.
-Nie myślę dzisiaj.-nie ma co się dziwić.
By nie widzieć jej twarzy dzisiaj wolała nie spać. Bezsenność jest lepsza od bezradności .
-Kiedy wyjeżdżasz ?-niech Helena spędzi jeszcze te kilka dni w spokoju.
-W najbliższym czasie.-powiedziała wpadając na Teda.
-Witam panie.-jak zwykle uprzejmy-Laurel wracasz się do domu przebrać. W takim stroju nie jedziesz po drugie będzie ci ciężko.
     Kobiety spojrzały na siebie. Zastanawiając się czy o czymś nie  zapomniały ,ale miały kompletną pustkę w głowie.
-Czas ucieka.-powiedział posuwając je w stronę mieszkania.
-Helena powiesz, że jest chora.-zamiast mieć jeszcze kilka dni bez stresu będzie musiała radzić sobie bez Teda.
Otworzyła usta z przerażenia. Jej źrenice się powiększyły .
-Ma zakaźną ospę.- jęknęła-Ja od jutra też ją  mam. Wywieszę na drzwiach żółty znak ,,Kwarantanna! Zakaz wstęp" Narysuje specjalnie czarną czaszkę .
      W momencie kiedy ciemnowłosy uspokajał przerażoną Łowczynie. Laurel znikła w wnętrzu swojej sypialni . Miała się ubrać ciepło i sportowo.  Wyciągnęła ze swojej szafy czarne legginsy, białą bluzkę ,a na nią niebieska bluza z kapturem . Na stoliku przy jej łóżku. Leżał list od Barry'ego. Nie dość, że codziennie ze sobą rozmawiają to jeszcze nie pozwalają zamilknąć tradycji.
-Ludzie są nieprzewidywalni.- głos Heleny drżał choć był spokojniejszy-Mam tu dużo wrogów.
-Masz tu również przyjaciół.-wtrąciła Laurel stając przed nimi-Ollie nie pozwoli cię skrzywdzić. A teraz powiedz mi gdzie mnie zabierasz ,albo nie idę z tobą.
Po wczorajszych chwilach słabości odzyskała zdrowy rozsądek.
-Niespodzianka .-w jego oczach było można zauważyć iskierki ekscytacji-A teraz wkładaj i idziemy.
Podał jej czarne Matrasy . Sam miał na sobie stare, poniszczone jeans  i glany . Brązową kurtkę miał rozpiętą.
-To w jakim celu mnie zabierasz? -ciągnęła dalej biorąc od niego buty.
-Zobaczysz ,ale myślę, że ci się spodoba.-poprawił plecak, który zjeżdżał mu z ramienia-Po prostu mi zaufaj. Znikamy na trzy dni . Helena jedziesz z nami czy wolisz tu się pożegnać?
-Bawcie się dobrze.-rzuciła przytulając się do Laurel.
  Na dworze czekał na nich czarny samochód z przyciemnionymi szybami.
-Odwróć się .-powiedział obwiązując jej oczy czarną chustą.
Pomógł jej wsiąść do pojazdu. Siadając obok niej z tyłu . Podróż była krótka . Laurel słyszała tylko bicie trzech serc. Radio było wyłączone ,nie zapowiadało się na rozmowę, a silnik auta był bardzo cichy
-Jesteśmy na miejscu?- spytała gdy auto się zatrzymało.
-Nie.- powiedział otwierając jej drzwi .
Mocny wiatr starał się rozwiać jej włosy, ale przez chustę falowały jej na wietrze tylko końcówki . Rozpoznała po odgłosach ,że znajduje się kilka metrów przed helikopterem.
-Rozwiążesz mi już oczy? -spytała czując jego rękę na jej tali.
-Nie. Wytrzymaj jeszcze chwilkę.-powiedział lekko ją pochylając. Warkot helikoptera trochę ją ogłuszysz.
-Wiesz nie podoba mi się to ,że nie wiem dokąd mnie zabierasz.-ciekawość zżerała ją od środka-Nie spisałam jeszcze testamentu.
Taa jasne . Już dawno to zrobiła . Ted dał jej do ręki słuchawki by dobrze wszystko słyszała . Teraz może opierać się tylko ma tym zmyśle.
       W końcu znudziło mu się bawienie palcami jej dłoni i odwiązał jej chustę. Laurel to mogła zrobić w każdej chwili ,ale coś kazało jej tego nie robić.
Lecieli nad błękitnym morzem . Fale dziś były wysokie
-Nie mogłeś po prostu zaprosić mnie na kawę? -spytała oniemiała.
Kochała podziwiać życie z góry, więc reszta podróży minęła jej szybko i spokojnie.
-Kayl nie może tu wylądować.-rzucił jej plecak z prowiantem i prezentami-Musimy spuścić się po linie.
Fajny początek weekendu .Brunet przyszykował wszystko i zsunął się po cienkiej linie na dół.
-Powodzenia.-rzucił pilot,  gdy przyszła kolej na nią -Uważaj jak zjeżdżasz.
W tej chwili marzyła o puchatych  rękawiczkach, a nie cieniutkie . Ostrożnie podeszła do krawędzie.
-To dopiero początek ty już nie wiesz co robić.-zawołał z dołu brunet.
Najzabawniejsze było to ,że to samo powiedział jej Jake osiem lat temu, gdy jej ,,pomagał."
    Głośno przełknęła ślinę dotykając liny . Nim się obejrzał była na ziemi. Fala wspomnień uderzyła w szatynkę z okresu kiedy to najbardziej cierpiała, ale i stała się silniejsza.
-No dobra. -powiedział, gdy już znalazła się przy nim-Mamy mało czasu . Helikopter zniknął już im z pola widzenia, ale w oddali słyszeli jeszcze prace jego śmigła.
Niebo w tej okolicy było ciemne .Laurel znalazła się w lesie ,nie wiedząc gdzie dokładnie jest. Z mężczyzną, którego praktycznie nie znała. W tym miejscu trwała rosła bujnie, więc gdy Ted ruszył przed siebie ledwie nadążała.
-To wpadliśmy tu na weekend.-powiedziała trochę skołowana-Za raz lunie deszcz. Sara pogrzebie mnie żywcem, a Oliver  zabije .
-To się jeszcze okaże czy na weekend może dłużej, -mina szatynce zrzedła -ale pięknie to podsumowałaś. To co mi zrobią.
-Tata wsadzi cie do kocia.-powiedziała zastanawiając się po co ją tu ściągnął, gdy lunął deszcz-Tu chodzi o twoją teorie prawda?
-Może.-nie spowolnił kroku-W miejskiej dżungli tego nie zobaczę . Musisz udawać przed własną rodziną.
     Każda normalna kobieta pomyślałaby ,że jest psychopatą. Lało  jak z cebry . Byli już cali przemoczeni . Woda kapała im z włosów ,ubrań które nadawałyby się na letnią wycieczkę. Choć liście drzew ich trochę osłaniały . W oddali Laurel zauważyła szczyty góry. Przez głowę przeleciały jej najczarniejsze myśli. Straciła rachubę czasu na dodatek bolały ją już nagi . Dawno nie doświadczyła takiego wysiłku fizycznego .
Stanęli u stóp szczytu gór .
-Rozumiem ,że rozbijam tu obóz.-powiedziała Laurel opadając na ziemię ze zmęczenia jak małe dziecko.
-Chciałabyś.-powiedział ze śmiechem ciemnowłosy-Na górze go rozbijemy.
-Nie mamy sprzętu do wspinaczki.-nie miała siły dalej iść,a co dopiero się wspinać.
-Nie potrzebujemy tego.-powiedział gładząc kamienie- Nasie przodkowie dawali sobie rade bez tego .
-Nie idę.-powiedziała patrząc jak Ted zaczyna się wspinać po śliskich skałach.
-Jak chcesz.-nie zwracał w ogóle na nią uwagi-A uważaj na węże lubią czaić się w tej trawie.
     Laurel wstała jak oparzona, rozglądając się dookoła siebie. Nie miała ochoty na takie wycieczki ,ale przynajmniej tyle o tym nie myślała.
Nie myślała o kłótni z rodziną o swojej przyjaciółce.
-Skąd wiedziałeś ,że umiem się wspinać? -nikt o tym nie wiedział, nauczyła się tego ,gdy wyjechała z miasta.
-Przeczucie.-szatynka ledwie go już słyszała .
     Pogładziła dłonią mokre, szorstkie kamienie . Starała się znaleźć podpórkę dla nóg i chwytać jak najbardziej stabilniejszych półek skalnych . Kamienie porobiły jej głębokie rany w dłoniach, ponieważ zbyt kurczowo się ich trzymała
Dawno się nie wspinała, bała się, że spadnie . Jeszcze bez zabezpieczenia.
-Spokojnie.-powiedział Ted czekając ,aż go dogoni-Później będzie ,że cię zabiłem i podmieniłem.
Laurel cała drżała . Ciężko jej się oddychało, a nóg już w ogóle nie czuła .
-Widzimy się na górze.-powiedział wspinając się dalej-Wierzę w ciebie, ale to ty musisz uwierzyć w siebie. Inaczej zawsze będziesz przegrywać , bo się wycofujesz. Pokaż mi osobę jaką jesteś w sądzie, a najlepiej bądź sobą.
Mowy to on ma bardzo motywujące . Laurel została sam na sam z wielkim szczytem do pokonania.
***
          Na niebie już widniał księżyc, gdy Laurel dotarła na szczyt . Cała brudna, zmęczona i poraniona, ale była z siebie dumna . Odeszła od krawędzi szczytu bojąc się ,że za chwile się przewróci. Nigdzie nie widziała Teda
Nogi się pod nią uginały, ale musiała go znaleźć tylko on wie jak wrócić do domu . Wokół niej rozciągała się duża polana . Dalej widoczność ograniczała jej ciemność.
Serce biło jej co raz szybciej, gdy przed oczami przeleciała jej pięść dawnego boksera. Zrobiła unik ,ale podciął jej nogi i wylądowała na plecak .
-Niezły refleks,- powiedział stając nad nią-ale musisz być szybsza .
Idziemy .
-Nie dam rady zrobić choćby jednego małego kroczku.-zaskomlała .
      Ted bez słowa wziął ją na ręce. Czuła bijące od mężczyzny ciepło . Nie wiedziała czemu chce ją trenować, ale z jakiegoś powodu mu ufała o czuła się przy nim bezpiecznie ,a po za tym miała przeczucie, że za niedługo pozna kierujące nim motywy .
Ciemnowłosy położył ją przy ognisku, które przedtem rozpalił. Miał w plecaku dla nich jedzenia ,ale Laurel już spała.

3 komentarze:

  1. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał ich trening, bo pomysł z surwiwalową wycieczką jest bardzo dobry ;)

    Blog Arrow Olicity

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się ciekawie . Ted już na początku jej nie oszczędza . Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super . Może za niedługo dostaniemy Black Canary ?
    Dobry pomysł z tą wycieczką .

    OdpowiedzUsuń