,,Serce miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu.''
William Szekspir
W Starling City nastał nowy dzień. Helena całą no czuwała
przy Laurel. Głaszcząc ją po włosach . Makijaż zostawił na jej twarzy czarne
strużki.
-Nie jesz nic?- spytała smarując swoją kromkę wiśniowym dżemem.
Szatynka zmieniała kolejne szare rajstopy, w których znajdywała małe oczka.
-Zwrócę to od razu.-powiedziała maskując makijażem podkrążone oczy.
Założyła dziś czarną sukienkę, którą miała na jej pogrzebie. Skromną tylko z jedną małą czarną różę na sercu. Jej włosy spięte w warkocz upadały jej na plecy.
-Gotowa? -spytała otwierając drzwi.
Helena w biegu dokończyła swój posiłek zabierając po drodze dwa płaszcze i swoją torebkę.
-Nie zapomniałaś o czymś? -brunetka podała jej czarny płaszcz.
-Nie myślę dzisiaj.-nie ma co się dziwić.
By nie widzieć jej twarzy dzisiaj wolała nie spać. Bezsenność jest lepsza od bezradności .
-Kiedy wyjeżdżasz ?-niech Helena spędzi jeszcze te kilka dni w spokoju.
-W najbliższym czasie.-powiedziała wpadając na Teda.
-Witam panie.-jak zwykle uprzejmy-Laurel wracasz się do domu przebrać. W takim stroju nie jedziesz po drugie będzie ci ciężko.
Kobiety spojrzały na siebie. Zastanawiając się czy o czymś nie zapomniały ,ale miały kompletną pustkę w głowie.
-Czas ucieka.-powiedział posuwając je w stronę mieszkania.
-Helena powiesz, że jest chora.-zamiast mieć jeszcze kilka dni bez stresu będzie musiała radzić sobie bez Teda.
Otworzyła usta z przerażenia. Jej źrenice się powiększyły .
-Ma zakaźną ospę.- jęknęła-Ja od jutra też ją mam. Wywieszę na drzwiach żółty znak ,,Kwarantanna! Zakaz wstęp" Narysuje specjalnie czarną czaszkę .
W momencie kiedy ciemnowłosy uspokajał przerażoną Łowczynie. Laurel znikła w wnętrzu swojej sypialni . Miała się ubrać ciepło i sportowo. Wyciągnęła ze swojej szafy czarne legginsy, białą bluzkę ,a na nią niebieska bluza z kapturem . Na stoliku przy jej łóżku. Leżał list od Barry'ego. Nie dość, że codziennie ze sobą rozmawiają to jeszcze nie pozwalają zamilknąć tradycji.
-Ludzie są nieprzewidywalni.- głos Heleny drżał choć był spokojniejszy-Mam tu dużo wrogów.
-Masz tu również przyjaciół.-wtrąciła Laurel stając przed nimi-Ollie nie pozwoli cię skrzywdzić. A teraz powiedz mi gdzie mnie zabierasz ,albo nie idę z tobą.
Po wczorajszych chwilach słabości odzyskała zdrowy rozsądek.
-Niespodzianka .-w jego oczach było można zauważyć iskierki ekscytacji-A teraz wkładaj i idziemy.
Podał jej czarne Matrasy . Sam miał na sobie stare, poniszczone jeans i glany . Brązową kurtkę miał rozpiętą.
-To w jakim celu mnie zabierasz? -ciągnęła dalej biorąc od niego buty.
-Zobaczysz ,ale myślę, że ci się spodoba.-poprawił plecak, który zjeżdżał mu z ramienia-Po prostu mi zaufaj. Znikamy na trzy dni . Helena jedziesz z nami czy wolisz tu się pożegnać?
-Bawcie się dobrze.-rzuciła przytulając się do Laurel.
Na dworze czekał na nich czarny samochód z przyciemnionymi szybami.
-Odwróć się .-powiedział obwiązując jej oczy czarną chustą.
Pomógł jej wsiąść do pojazdu. Siadając obok niej z tyłu . Podróż była krótka . Laurel słyszała tylko bicie trzech serc. Radio było wyłączone ,nie zapowiadało się na rozmowę, a silnik auta był bardzo cichy
-Jesteśmy na miejscu?- spytała gdy auto się zatrzymało.
-Nie.- powiedział otwierając jej drzwi .
Mocny wiatr starał się rozwiać jej włosy, ale przez chustę falowały jej na wietrze tylko końcówki . Rozpoznała po odgłosach ,że znajduje się kilka metrów przed helikopterem.
-Rozwiążesz mi już oczy? -spytała czując jego rękę na jej tali.
-Nie. Wytrzymaj jeszcze chwilkę.-powiedział lekko ją pochylając. Warkot helikoptera trochę ją ogłuszysz.
-Wiesz nie podoba mi się to ,że nie wiem dokąd mnie zabierasz.-ciekawość zżerała ją od środka-Nie spisałam jeszcze testamentu.
Taa jasne . Już dawno to zrobiła . Ted dał jej do ręki słuchawki by dobrze wszystko słyszała . Teraz może opierać się tylko ma tym zmyśle.
W końcu znudziło mu się bawienie palcami jej dłoni i odwiązał jej chustę. Laurel to mogła zrobić w każdej chwili ,ale coś kazało jej tego nie robić.
Lecieli nad błękitnym morzem . Fale dziś były wysokie
-Nie mogłeś po prostu zaprosić mnie na kawę? -spytała oniemiała.
Kochała podziwiać życie z góry, więc reszta podróży minęła jej szybko i spokojnie.
-Kayl nie może tu wylądować.-rzucił jej plecak z prowiantem i prezentami-Musimy spuścić się po linie.
Fajny początek weekendu .Brunet przyszykował wszystko i zsunął się po cienkiej linie na dół.
-Powodzenia.-rzucił pilot, gdy przyszła kolej na nią -Uważaj jak zjeżdżasz.
W tej chwili marzyła o puchatych rękawiczkach, a nie cieniutkie . Ostrożnie podeszła do krawędzie.
-To dopiero początek ty już nie wiesz co robić.-zawołał z dołu brunet.
Najzabawniejsze było to ,że to samo powiedział jej Jake osiem lat temu, gdy jej ,,pomagał."
Głośno przełknęła ślinę dotykając liny . Nim się obejrzał była na ziemi. Fala wspomnień uderzyła w szatynkę z okresu kiedy to najbardziej cierpiała, ale i stała się silniejsza.
-No dobra. -powiedział, gdy już znalazła się przy nim-Mamy mało czasu . Helikopter zniknął już im z pola widzenia, ale w oddali słyszeli jeszcze prace jego śmigła.
Niebo w tej okolicy było ciemne .Laurel znalazła się w lesie ,nie wiedząc gdzie dokładnie jest. Z mężczyzną, którego praktycznie nie znała. W tym miejscu trwała rosła bujnie, więc gdy Ted ruszył przed siebie ledwie nadążała.
-To wpadliśmy tu na weekend.-powiedziała trochę skołowana-Za raz lunie deszcz. Sara pogrzebie mnie żywcem, a Oliver zabije .
-To się jeszcze okaże czy na weekend może dłużej, -mina szatynce zrzedła -ale pięknie to podsumowałaś. To co mi zrobią.
-Tata wsadzi cie do kocia.-powiedziała zastanawiając się po co ją tu ściągnął, gdy lunął deszcz-Tu chodzi o twoją teorie prawda?
-Może.-nie spowolnił kroku-W miejskiej dżungli tego nie zobaczę . Musisz udawać przed własną rodziną.
Każda normalna kobieta pomyślałaby ,że jest psychopatą. Lało jak z cebry . Byli już cali przemoczeni . Woda kapała im z włosów ,ubrań które nadawałyby się na letnią wycieczkę. Choć liście drzew ich trochę osłaniały . W oddali Laurel zauważyła szczyty góry. Przez głowę przeleciały jej najczarniejsze myśli. Straciła rachubę czasu na dodatek bolały ją już nagi . Dawno nie doświadczyła takiego wysiłku fizycznego .
Stanęli u stóp szczytu gór .
-Rozumiem ,że rozbijam tu obóz.-powiedziała Laurel opadając na ziemię ze zmęczenia jak małe dziecko.
-Chciałabyś.-powiedział ze śmiechem ciemnowłosy-Na górze go rozbijemy.
-Nie mamy sprzętu do wspinaczki.-nie miała siły dalej iść,a co dopiero się wspinać.
-Nie potrzebujemy tego.-powiedział gładząc kamienie- Nasie przodkowie dawali sobie rade bez tego .
-Nie idę.-powiedziała patrząc jak Ted zaczyna się wspinać po śliskich skałach.
-Jak chcesz.-nie zwracał w ogóle na nią uwagi-A uważaj na węże lubią czaić się w tej trawie.
Laurel wstała jak oparzona, rozglądając się dookoła siebie. Nie miała ochoty na takie wycieczki ,ale przynajmniej tyle o tym nie myślała.
Nie myślała o kłótni z rodziną o swojej przyjaciółce.
-Skąd wiedziałeś ,że umiem się wspinać? -nikt o tym nie wiedział, nauczyła się tego ,gdy wyjechała z miasta.
-Przeczucie.-szatynka ledwie go już słyszała .
Pogładziła dłonią mokre, szorstkie kamienie . Starała się znaleźć podpórkę dla nóg i chwytać jak najbardziej stabilniejszych półek skalnych . Kamienie porobiły jej głębokie rany w dłoniach, ponieważ zbyt kurczowo się ich trzymała
Dawno się nie wspinała, bała się, że spadnie . Jeszcze bez zabezpieczenia.
-Spokojnie.-powiedział Ted czekając ,aż go dogoni-Później będzie ,że cię zabiłem i podmieniłem.
Laurel cała drżała . Ciężko jej się oddychało, a nóg już w ogóle nie czuła .
-Widzimy się na górze.-powiedział wspinając się dalej-Wierzę w ciebie, ale to ty musisz uwierzyć w siebie. Inaczej zawsze będziesz przegrywać , bo się wycofujesz. Pokaż mi osobę jaką jesteś w sądzie, a najlepiej bądź sobą.
Mowy to on ma bardzo motywujące . Laurel została sam na sam z wielkim szczytem do pokonania.
-Nie jesz nic?- spytała smarując swoją kromkę wiśniowym dżemem.
Szatynka zmieniała kolejne szare rajstopy, w których znajdywała małe oczka.
-Zwrócę to od razu.-powiedziała maskując makijażem podkrążone oczy.
Założyła dziś czarną sukienkę, którą miała na jej pogrzebie. Skromną tylko z jedną małą czarną różę na sercu. Jej włosy spięte w warkocz upadały jej na plecy.
-Gotowa? -spytała otwierając drzwi.
Helena w biegu dokończyła swój posiłek zabierając po drodze dwa płaszcze i swoją torebkę.
-Nie zapomniałaś o czymś? -brunetka podała jej czarny płaszcz.
-Nie myślę dzisiaj.-nie ma co się dziwić.
By nie widzieć jej twarzy dzisiaj wolała nie spać. Bezsenność jest lepsza od bezradności .
-Kiedy wyjeżdżasz ?-niech Helena spędzi jeszcze te kilka dni w spokoju.
-W najbliższym czasie.-powiedziała wpadając na Teda.
-Witam panie.-jak zwykle uprzejmy-Laurel wracasz się do domu przebrać. W takim stroju nie jedziesz po drugie będzie ci ciężko.
Kobiety spojrzały na siebie. Zastanawiając się czy o czymś nie zapomniały ,ale miały kompletną pustkę w głowie.
-Czas ucieka.-powiedział posuwając je w stronę mieszkania.
-Helena powiesz, że jest chora.-zamiast mieć jeszcze kilka dni bez stresu będzie musiała radzić sobie bez Teda.
Otworzyła usta z przerażenia. Jej źrenice się powiększyły .
-Ma zakaźną ospę.- jęknęła-Ja od jutra też ją mam. Wywieszę na drzwiach żółty znak ,,Kwarantanna! Zakaz wstęp" Narysuje specjalnie czarną czaszkę .
W momencie kiedy ciemnowłosy uspokajał przerażoną Łowczynie. Laurel znikła w wnętrzu swojej sypialni . Miała się ubrać ciepło i sportowo. Wyciągnęła ze swojej szafy czarne legginsy, białą bluzkę ,a na nią niebieska bluza z kapturem . Na stoliku przy jej łóżku. Leżał list od Barry'ego. Nie dość, że codziennie ze sobą rozmawiają to jeszcze nie pozwalają zamilknąć tradycji.
-Ludzie są nieprzewidywalni.- głos Heleny drżał choć był spokojniejszy-Mam tu dużo wrogów.
-Masz tu również przyjaciół.-wtrąciła Laurel stając przed nimi-Ollie nie pozwoli cię skrzywdzić. A teraz powiedz mi gdzie mnie zabierasz ,albo nie idę z tobą.
Po wczorajszych chwilach słabości odzyskała zdrowy rozsądek.
-Niespodzianka .-w jego oczach było można zauważyć iskierki ekscytacji-A teraz wkładaj i idziemy.
Podał jej czarne Matrasy . Sam miał na sobie stare, poniszczone jeans i glany . Brązową kurtkę miał rozpiętą.
-To w jakim celu mnie zabierasz? -ciągnęła dalej biorąc od niego buty.
-Zobaczysz ,ale myślę, że ci się spodoba.-poprawił plecak, który zjeżdżał mu z ramienia-Po prostu mi zaufaj. Znikamy na trzy dni . Helena jedziesz z nami czy wolisz tu się pożegnać?
-Bawcie się dobrze.-rzuciła przytulając się do Laurel.
Na dworze czekał na nich czarny samochód z przyciemnionymi szybami.
-Odwróć się .-powiedział obwiązując jej oczy czarną chustą.
Pomógł jej wsiąść do pojazdu. Siadając obok niej z tyłu . Podróż była krótka . Laurel słyszała tylko bicie trzech serc. Radio było wyłączone ,nie zapowiadało się na rozmowę, a silnik auta był bardzo cichy
-Jesteśmy na miejscu?- spytała gdy auto się zatrzymało.
-Nie.- powiedział otwierając jej drzwi .
Mocny wiatr starał się rozwiać jej włosy, ale przez chustę falowały jej na wietrze tylko końcówki . Rozpoznała po odgłosach ,że znajduje się kilka metrów przed helikopterem.
-Rozwiążesz mi już oczy? -spytała czując jego rękę na jej tali.
-Nie. Wytrzymaj jeszcze chwilkę.-powiedział lekko ją pochylając. Warkot helikoptera trochę ją ogłuszysz.
-Wiesz nie podoba mi się to ,że nie wiem dokąd mnie zabierasz.-ciekawość zżerała ją od środka-Nie spisałam jeszcze testamentu.
Taa jasne . Już dawno to zrobiła . Ted dał jej do ręki słuchawki by dobrze wszystko słyszała . Teraz może opierać się tylko ma tym zmyśle.
W końcu znudziło mu się bawienie palcami jej dłoni i odwiązał jej chustę. Laurel to mogła zrobić w każdej chwili ,ale coś kazało jej tego nie robić.
Lecieli nad błękitnym morzem . Fale dziś były wysokie
-Nie mogłeś po prostu zaprosić mnie na kawę? -spytała oniemiała.
Kochała podziwiać życie z góry, więc reszta podróży minęła jej szybko i spokojnie.
-Kayl nie może tu wylądować.-rzucił jej plecak z prowiantem i prezentami-Musimy spuścić się po linie.
Fajny początek weekendu .Brunet przyszykował wszystko i zsunął się po cienkiej linie na dół.
-Powodzenia.-rzucił pilot, gdy przyszła kolej na nią -Uważaj jak zjeżdżasz.
W tej chwili marzyła o puchatych rękawiczkach, a nie cieniutkie . Ostrożnie podeszła do krawędzie.
-To dopiero początek ty już nie wiesz co robić.-zawołał z dołu brunet.
Najzabawniejsze było to ,że to samo powiedział jej Jake osiem lat temu, gdy jej ,,pomagał."
Głośno przełknęła ślinę dotykając liny . Nim się obejrzał była na ziemi. Fala wspomnień uderzyła w szatynkę z okresu kiedy to najbardziej cierpiała, ale i stała się silniejsza.
-No dobra. -powiedział, gdy już znalazła się przy nim-Mamy mało czasu . Helikopter zniknął już im z pola widzenia, ale w oddali słyszeli jeszcze prace jego śmigła.
Niebo w tej okolicy było ciemne .Laurel znalazła się w lesie ,nie wiedząc gdzie dokładnie jest. Z mężczyzną, którego praktycznie nie znała. W tym miejscu trwała rosła bujnie, więc gdy Ted ruszył przed siebie ledwie nadążała.
-To wpadliśmy tu na weekend.-powiedziała trochę skołowana-Za raz lunie deszcz. Sara pogrzebie mnie żywcem, a Oliver zabije .
-To się jeszcze okaże czy na weekend może dłużej, -mina szatynce zrzedła -ale pięknie to podsumowałaś. To co mi zrobią.
-Tata wsadzi cie do kocia.-powiedziała zastanawiając się po co ją tu ściągnął, gdy lunął deszcz-Tu chodzi o twoją teorie prawda?
-Może.-nie spowolnił kroku-W miejskiej dżungli tego nie zobaczę . Musisz udawać przed własną rodziną.
Każda normalna kobieta pomyślałaby ,że jest psychopatą. Lało jak z cebry . Byli już cali przemoczeni . Woda kapała im z włosów ,ubrań które nadawałyby się na letnią wycieczkę. Choć liście drzew ich trochę osłaniały . W oddali Laurel zauważyła szczyty góry. Przez głowę przeleciały jej najczarniejsze myśli. Straciła rachubę czasu na dodatek bolały ją już nagi . Dawno nie doświadczyła takiego wysiłku fizycznego .
Stanęli u stóp szczytu gór .
-Rozumiem ,że rozbijam tu obóz.-powiedziała Laurel opadając na ziemię ze zmęczenia jak małe dziecko.
-Chciałabyś.-powiedział ze śmiechem ciemnowłosy-Na górze go rozbijemy.
-Nie mamy sprzętu do wspinaczki.-nie miała siły dalej iść,a co dopiero się wspinać.
-Nie potrzebujemy tego.-powiedział gładząc kamienie- Nasie przodkowie dawali sobie rade bez tego .
-Nie idę.-powiedziała patrząc jak Ted zaczyna się wspinać po śliskich skałach.
-Jak chcesz.-nie zwracał w ogóle na nią uwagi-A uważaj na węże lubią czaić się w tej trawie.
Laurel wstała jak oparzona, rozglądając się dookoła siebie. Nie miała ochoty na takie wycieczki ,ale przynajmniej tyle o tym nie myślała.
Nie myślała o kłótni z rodziną o swojej przyjaciółce.
-Skąd wiedziałeś ,że umiem się wspinać? -nikt o tym nie wiedział, nauczyła się tego ,gdy wyjechała z miasta.
-Przeczucie.-szatynka ledwie go już słyszała .
Pogładziła dłonią mokre, szorstkie kamienie . Starała się znaleźć podpórkę dla nóg i chwytać jak najbardziej stabilniejszych półek skalnych . Kamienie porobiły jej głębokie rany w dłoniach, ponieważ zbyt kurczowo się ich trzymała
Dawno się nie wspinała, bała się, że spadnie . Jeszcze bez zabezpieczenia.
-Spokojnie.-powiedział Ted czekając ,aż go dogoni-Później będzie ,że cię zabiłem i podmieniłem.
Laurel cała drżała . Ciężko jej się oddychało, a nóg już w ogóle nie czuła .
-Widzimy się na górze.-powiedział wspinając się dalej-Wierzę w ciebie, ale to ty musisz uwierzyć w siebie. Inaczej zawsze będziesz przegrywać , bo się wycofujesz. Pokaż mi osobę jaką jesteś w sądzie, a najlepiej bądź sobą.
Mowy to on ma bardzo motywujące . Laurel została sam na sam z wielkim szczytem do pokonania.
***
Na niebie już widniał księżyc, gdy
Laurel dotarła na szczyt . Cała brudna, zmęczona i poraniona, ale była z siebie
dumna . Odeszła od krawędzi szczytu bojąc się ,że za chwile się przewróci.
Nigdzie nie widziała TedaNogi się pod nią uginały, ale musiała go znaleźć tylko on wie jak wrócić do domu . Wokół niej rozciągała się duża polana . Dalej widoczność ograniczała jej ciemność.
Serce biło jej co raz szybciej, gdy przed oczami przeleciała jej pięść dawnego boksera. Zrobiła unik ,ale podciął jej nogi i wylądowała na plecak .
-Niezły refleks,- powiedział stając nad nią-ale musisz być szybsza .
Idziemy .
-Nie dam rady zrobić choćby jednego małego kroczku.-zaskomlała .
Ted bez słowa wziął ją na ręce. Czuła bijące od mężczyzny ciepło . Nie wiedziała czemu chce ją trenować, ale z jakiegoś powodu mu ufała o czuła się przy nim bezpiecznie ,a po za tym miała przeczucie, że za niedługo pozna kierujące nim motywy .
Ciemnowłosy położył ją przy ognisku, które przedtem rozpalił. Miał w plecaku dla nich jedzenia ,ale Laurel już spała.
Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał ich trening, bo pomysł z surwiwalową wycieczką jest bardzo dobry ;)
OdpowiedzUsuńBlog Arrow Olicity
Robi się ciekawie . Ted już na początku jej nie oszczędza . Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńRozdział super . Może za niedługo dostaniemy Black Canary ?
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tą wycieczką .