Kapitan policji dobrze wie kto za tym stoi, jednak nic z tym faktem nie robi. Swoją starszą córkę pozwolił aresztować, a teraz nie ma nawet odwagi spojrzeć w jej oczy. Przynajmniej teraz jest sama w mieście, w którym wszystko się zaczęło. W mieście, w którym nauczyła się bronić. W mieście, w którym pierwszy raz usłyszała swój krzyk. Jak na złość dzisiaj był piękny, słoneczny dzień pomimo tego, że wiał chłodny wiatr. Dzięki, któremu lepiej się oddychało. Szatynka siedziała na ławce i obserwował jak stos złotawych liści został rozwiany.
Mijających ludzi, którzy dla niej stali się szarzy.
- Musimy już iść. - Głos jej przyjaciela na dobre pozbawił ją nadziei, że to tylko zły sen.
Kobieta chciała jeszcze został, ale tak naprawdę w ogóle nie powinni opuszczać cmentarza, a trochę mają do przejście. Na dodatek rudowłosy jeszcze trochę kuleje co spowolniał jego chód.
***
W drodze na ceremonie pogrzebową nie zamienili ze sobą ani słowa. Szli w milczeniu dając sobie nawzajem wsparcie. Dla niego był jak brat. Dla niej był mężczyzną, który odgonił od niech poczucie winy. Pokazał lepszy świat. Idąc między nagrobkami. Nie wiedząc czemu przyglądali się datą na nagrobkach.Przeważnie pochowani byli młodzi ludzie, ale i zdarzały się osoby w podeszłym wieku. Co innego mogli zobaczyć na wojskowym cmentarzu. Gdzie nie gdzie na grobach świeciły się znicze.
- Przygnębiające. - Skomentował krótko Eryk.
Na miejscu już się zebrał tłum ubranych ludzi na czarno. Dużo osób przyszło umundurowano. Niektóry ludzi twarze twarze rozpoznawała innych widziała pierwszy raz na oczy, ale w ich spojrzeniach widziała szczery smutek, niedowiedzenie.
Nie mogła już dłużej łudzić się, że to sen. Spojrzenie Dinah musiało w końcu pierwszy raz trafić na brązową trumnę, która stała w otoczeniu wianków białych róż. Niestety natrafiła też na jego uśmiechnięte zdjęcie przez co z falą żalu nienawiść do siostry, która na chwilę ucichła, wróciła.
- Wszystko będzie dobrze. - Mruczał Eryk nie wiedząc, czy do siebie, czy do niej, ale położył jej rękę na ramieniu. -W końcu musi się to skończyć.
Kiedyś na pewno. Tylko ile jeszcze krwi się przeleje za nim do tego dojdzie ?
Usiedli w pierwszym rzędzie, choć woleliby w ogóle nie znaleźć się w tym miejscu. Laurel chciała się skupić na przemowach innych, ale nie potrafiła. Czuła się jakby to ona pociągnęła za spust. Zamiast tego gładziła, swoją czarną sukienkę przysłaniając, tym samym spadające krople łez.
- Laurel może chciałabyś coś powiedzieć? - spytał Eryk spoglądając na nią znacząco.
Oboje wiedzieli, że albo ona przemówi, albo on.
Jako, że ona miała lepszą wprawę w takich przemowę, ale i wiedziała, że Eryk się nie ruszy z miejsca, wstała i podeszła do groby.
- Jake walczył najpierw w Afganistanie. Później wylądował w mieście, w którym miał zaznać spokój za swoje zasługi dla kraju, jednak nie doczekał się wymarzonego domku nad morzem i gromadki dzieci.- Zaczęła po naprawdę długiej ciszy.- Nie doczekał się ... Miał wiele planów... Pomysłów na życie co zrobi, gdy za niecałe dwa lata mógłby być wolny, jednak rozumiem jego decyzję i wiem, że gdyby zareagował inaczej. Nie mógłby żyć z tą świadomością, że mógł coś zrobić i tego nie uczynił.
Był ostoją i oparcie dla całego zespołu. Podchodził do spraw poważnie, ale nie szukał nie wiadomo jakich przebiegów historii przez to widział więcej niż inni. Był nie tylko jednym z lepszych agentów, ale i wspaniałym człowiekiem. Oddanym przyjacielem. Jake był bohaterem... Bohaterem bez maski, który nie stawiał siebie ponad prawem.
Miała dodać coś jeszcze. ale jej przemowę przerwał postrzał, który wziął się znikąd i trafił w zastępce dyrektora oddziału poległego. Sprawiając, że na cmentarzu zrobił się popłoch. Laurel Eryk wciągnął wśród tłum, który uformował się w oddział. Napastnik miał swój cel. Może już go zlikwidował, może nie. Jeśli nie to tak ma mniejsze szanse na wypełnienie swojego zadania.
- Wiesz skąd dokładnie był strzał ? - Spytała Laurel krzycząc przez tłum.
- Nie. -Odpowiedział krótko, a szatynka odwróciła się w stronę, z której najprawdopodobniej mógł być oddany strzał. - Mówiłem im, że przydałaby się ochrona, ale jak zwykle nie słuchali to teraz mają. TRUPA
***
Zamieszanie zrobiło się w ciągu sekundy, ale zakończyło się dopiero po paru godzinach, gdy niebo było już ciemne, tym razem nawet księżyc nie rozświetlał mroku nocy. No, ale zamiast niego jedno ulicę rozświetlały syreny policyjne jak i karetki.- Co za czasy nastały. Nawet nie można w spokoju ostatni raz pożegnać osoby. - Powiedział porucznik, który spisywał zeznania od dwójki przyjaciół.
- I będzie coraz gorzej. - Dodał rudowłosy, ale funkcjonariusz nie mógł tego usłyszeć. - Muszę wracać do córki.
Ostatnie słowa wypowiedział już do Laurel, która miała najbardziej obojętna twarz, ze wszystkich, ale w środku, aż wrzała. W jej głowie pojawił się pewien stary pomysł, który lata temu nie mogła zrealizować.
- Znajdę sposób, by to zakończyć. - Powiedziała zatrzymując się. - Nie ważne w jaki sposób...
Eryk uważaj na siebie,a przede wszystkich nie wierz we wszystko o czym będą mówić ludzie.
Czasami ludzie rozumieją się bez słów i tym razem było tak samo. Rudowłosy spojrzał tylko na panią adwokat i już wiedział co planuje zrobić. Kiedyś zabronili jej tego, ponieważ na szali było jej życie.
- Jego duch będzie prześladował mnie do końca życia. Przez ciebie. - Rzekł i uściskał ją na pożegnanie. - Pilnuj swojego serca.